piątek, 12 września 2014






DLACZEGO MNICH?
[CZĘŚĆ PIĄTA]


Staje przed nami diakon Wincenty Pallotti, który „dn. 16 maja 1818 r., w sobotę przed Zielonymi Świętami, ukończył przygotowania do święceń kapłańskich. Z radosnym sercem udawał się do Bazyliki Laterańskiej, aby przyjąć święcenia prezbiteratu z rąk wiceregenta arcybiskupa Kardynała Marii Frattini [1]. Stało się. Uniesienie, przepełniające serce Don Vincenzo Pallottiego – już kapłana – tak znamienne w pierwszych latach Jego „kapłaństwa, przebija z listu, napisanego dn. 26 maja 1818 r., do św. Kaspra del Bufalo: «Dnia 16 maja, w wigilię Przenajświętszej i Niepodzielnej Trójcy, Najukochańszy Bóg raczył aktem Swego Miłosierdzia, które należy podziwiać przez całą wieczność, podnieść mnie z prochu i nicości, i wynieść do najwyższej godności kapłańskiej: jest to godność, która jak słusznie mi się zdaje, może – że tak powiem – być przedmiotem nie tylko podziwu, ale także świętego lęku wobec Wielkiej Matki Boga. Proszę Księdza Kanonika, by odmówił i polecił innym osobom odmówić Pieśń Magnificat na podziękowanie za otrzymane dobrodziejstwa. O, jakże wielką godnością jest kapłaństwo; jaką godnością, jaką godnością!... Szanuję i czczę głęboko we wszystkich, a także i w Waszej Przewielebności niepojętą godność kapłańską. O, co to znaczy być kapłanem, o Boże… nie ogarniam tego. O, co to znaczy, składać Bezkrwawą Ofiarę Ołtarza; co to znaczy udzielać Sakramentów Świętych; o Boże…; co to znaczy składać Bogu w modlitwach brewiarzowych Ofiarę pochwalną za całą ludzkość!»” [2].
W życiu duchowym warto pewne rzeczy zapisywać. Aby za jakiś czas do tych notatek wracać. Kondycja ludzka ma to do siebie, że pod ciężarem doświadczanych krzyżów wewnętrznych i zewnętrznych – zawodzi. Nie można polegać na samym sobie; na sile człowieczeństwa; na zbyt wybujałej „wierze w człowieka”; nawet na trzech władzach: rozumie, pamięci i woli; nawet na spoistości zdrowej psychiki, bo ta nie wszystko zawiera i nie wszystko tłumaczy. Dusza pod wpływem obciążeń traci wewnętrzny żar. Czasem, gdy ciężary są wielkie – osoba załamuje się, bo miody początków mijają. Potrzeba wtedy duchowego odnowienia. Odnowienie jest duszy systematycznie potrzebne.                             
Ks. Pallotti – zapytany w kilka miesięcy po święceniach kapłańskich: „jak się czuje?” – wyraźnie odpowiedział, że: „lepiej” [3]. Dlaczego zatem było: „gorzej”? Zwyczajne doświadczenie braku. Św. Założycielowi brakowało… Zostawmy słowa. Nie mamy do tego prawa. Zwykle lepiej jest nie nazywać cudzych stanów duchowych, by nie zadać człowiekowi dodatkowego bólu, kiedy on sam przyczyny nawet zwięźle nie określa.                                             
Nie da się pominąć, że ks. Pallotti do Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów wracał: czy to z powodu Dni Skupienia, czy Świętych Rekolekcji: „w sierpniu 1818 r., zaraz po ukończeniu studiów, przywitał Go w swych murach malowniczo usytuowany klasztor Kapucynów w Albano” [4]. Z kolei: „w roku 1819, za radą Santelli’ego, przybył znów do klasztoru Braci Mniejszych Kapucynów w Albano” [5].


                  Kościół i klasztor Braci Mniejszych Kapucynów (Albano Laziale)
W liście z dn. 21 sierpnia doniósł Santelli’emu, że czuje się lepiej i dlatego wyraził Mu wdzięczność za udzieloną radę, zapisał także: „w sobotę wieczorem po szczęśliwej podróży przybyliśmy do Rieti. Następnego ranka miałem szczęście odprawić Bezkrwawą Ofiarę w kościele nowicjatu Przew. OO. Kapucynów, po czym udałem się na zwiedzanie Kościołów (…)”; i dalej zanotował: „rano miałem szczęście odprawić Bezkrwawą Ofiarę w kościele św. Józefa z Leonessy” [6];
 



                  Klasztor Braci Mniejszych Kapucynów Leonessa (Rieti)

w ten sposób tedy we wielkim ołtarzu, na którym w prześlicznej urnie, złożonej pod budyneczkiem, wzniesionym w stylu małej świątynki, spoczywa czcigodne ciało Świętego, ofiarowałem Niepokalaną Hostię.



                      Relikwie ciała św. Józefa z Leonessy  (Sanktuarium).
                      Klasztor Braci Mniejszych Kapucynów Leonessa (Rieti)

Świątynia, zdobna jest w liczne malowidła, które przedstawiają rozliczne czyny tego znakomitego Bohatera Kościoła Chrystusowego” [7].
 


                        
                          Św. Józef z Leonessy i Św. Fidelis z Sigmaringen -
                          Giovanni Battista Tiepolo (1725-1758) (olej na płótnie)

Zakon dla św. Wincentego był jak studnia. Studnia, której wodę cenił, spragniony po trudach. A Rieti? Dlaczego Pallotti jechał akurat tam? Czego nie miałby otrzymać w Rzymie? Wszak w Rzymie - jak mówią - jest wszystko, tak jak w Duchu Świętym. Ale na to, aby być bliżej Boga - na ile tylko można, w jak największym pobliżu chłonąć Boga w czystym duchu - trzeba nie być w Rzymie i nie być we własnym domu, ale być w … klasztorze. Zatem Pallotti … musiał tam szybko udać się. A skoro musiał - zatem był.                                                          
Respiracja w klasztorze kapucyńskim była Mu potrzebna i ponownie potrzebna, i jeszcze raz potrzebna. Konieczność oddychania. Bez powietrza nie da się żyć. Pragnienia te całkowicie pochłaniały Jego ducha, nie mogąc znaleźć ujścia w żadnej realnej perspektywie. Niebo zdawało się być ołowiem. Wstawiennictwo św. Józefa z Leonessy było ks. Wincentemu niezmierną pomocą w przezwyciężeniu wewnętrznego impasu.
Brat Józef tak, jak i On,  pragnął oddać się raczej życiu modlitwy i kontemplacji w samotności. Zrozumiał jednak, że Pan Bóg chce od Niego czegoś innego. Napisał: „Ten, kto kocha życie kontemplacji, ma wielki obowiązek pójść do świata i przepowiadać, zwłaszcza gdy w tym świecie panuje pomieszanie pojęć i szerzy się nieprawość [8]”. Wtedy fra Giuseppe oddał się dziełu ewangelizacji. Głosił Słowo z ambon wielkich miast. Wolał jednak robić to w małych  miejscowościach. Zawsze uważał się za kaznodzieję wieśniaków, pasterzy, górali i dzieci. W 1587 roku został wysłany na misje do Konstantynopola. Tam opiekował się  chrześcijańskimi niewolnikami i zarażonymi. Aby wyjednać ułaskawienie dla podopiecznych, udał się do sułtana Murada III. Wówczas został ujęty i powieszony - na haku za prawą rękę i prawą nogę. W ten sposób miał w długiej agonii czekać na śmierć. Z woli Pana stało się inaczej. Po trzech dniach Brat Józef został w przedziwny sposób uwolniony, „niesiony na ramionach anielskich”, jak przedstawia się Go w ikonografii.  
 


Po odzyskaniu sił wrócił do Italii, gdzie na nowo podjął wędrowną działalność kaznodziejską. Powrócił żywy! Tak wiarygodnemu świadkowi Zmartwychwstałego i Miłosiernego Pana, który ocalił tego Kapucyna od spodziewanej śmierci – ks. Wincenty Pallotti śmiało decyduje się powierzyć. Br. Józef może być Mu Orędownikiem - Wspomożycielem w tym, co jest dla Św. Założyciela nie mniej straszne od niewoli u Saracenów, a co ks. Wincenty tylko wobec Pana Boga wyraża.           
W Swojej ewangelicznej posłudze św. Józef z Leonessy stał się dla św. Wincentego Pallottiego wzorem stałości. Owo mocne wyzwanie ascetyczne: „agere contra” – właśnie tu, w tym Sanktuarium, zostało wykute na tablicy serca św. Wincentego. Św. Józef z Leonessy był niezmordowany, nie zważał na zmęczenie, pogodę i inne przeciwności. Kilkakrotnie w ciągu dnia głosił kazania, katechizował ubogich wieśniaków i dzieci. Jego głoszenie było nasycone Ewangelią. Nie pomijał spraw społecznych. W ubogich widział Chrystusa Pana. Dla zaspokojenia ich potrzeb zakładał tak zwane banki pobożne, ubogie i proste szpitaliki oraz hospicja (pewnego rodzaju hoteliki dla ubogich). Osobiście obsługiwał chorych i biednych. Dzieci zaś uczył modlitw i katechizmu, jak zalecał Sobór Trydencki. Miłosierdzie okazywał także więźniom, towarzyszył skazanym na śmierć, niósł pokój i pojednanie zwaśnionym. Z krzyżem w ręku nie wahał się wchodzić między walczących, by ich pojednać i skłonić do  zgody.                                                                                                               
Moc do nieograniczonego apostolatu fra Giuseppe czerpał z adoracji Najświętszego Sakramentu, której poświęcał wiele godzin nocnych oraz kontemplacji Krzyża, który zawsze nosił na Swojej piersi. Br. Józef miał też zwyczaj stawiania krzyży na szczytach górskich. Wnosił je na swoich ramionach, kiedy udawał się tam z ludem w procesjach krzyżowych.        
Kapłan rzymski Wincenty Pallotti tu, przy Jego relikwiach – modląc się, spędził wiele godzin. Wypowiadał Swoją tęsknotę za największą bliskością z Panem, przemożne pragnienie naśladowania Pana według całej doskonałości Świętej Ewangelii, a nie jedynie w formie społecznie aprobowanych namiastek, lecz totalnie, na wzór Serafinów - a to z kolei budziło w Nim żar pragnienia Wspólnoty Braterskiej i Apostolskiej. Żywił pragnienie, by Pan w Swym Nieskończonym Miłosierdziu raczył ponowić Cud Powołania Apostołów (Łk. 6, 12 n.) jako braci Jedynego Brata. 
Wraz z Nim jako Patronem, kapłan Wincenty stawał w swoim ukrzyżowaniu woli, aby prosić Pana, żeby móc żywić się jedynie Najczystszym Pokarmem danym Mu przez Ojca, to jest Jego Wolą (J. 4, 34). Błagał Orędownika o wstawiennictwo w podejmowaniu tych wszystkich zadań, które wyznaczyła Mu Opatrzność, aby tchórzliwie nie cofnąć się przed wypełnieniem Woli Bożej do końca. 
Na ile wstawiennictwo Świętego z Leonessy było skuteczne, świadczy sposób naśladowania Chrystusa i ewangeliczne dzieła, wykonywane przez Pallottiego w duchu naśladowania Chrystusa, św. Franciszka Serafickiego i św. Józefa z Leonessy w toku całej działalności publicznej, zwłaszcza w sferze apostolatu: ubogich, śmiertelnie chorych, więźniów, skazanych na śmierć oraz organizacji społecznych kas pożyczkowych, co podjęli w ślad za Pallottim Kapłani i Bracia Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego.                               
Rola Skupienia w Klasztorze Braci Mniejszych Kapucynów w Leonessie (Rieti) nie sprowadza się tylko do podjęcia tego jednego postanowienia i nie prowadzi Pallottiego jedynie do tych apostolskich skutków. 
Pallotti jako Nauczyciel Wiary przepracowuje rzecz o wiele bardziej wewnętrznie. Głębia, którą podejmuje się przemierzyć w poszukiwaniu, oczekiwanego przez Pana Boga rozwiązania osobistego, duchowego dylematu - rozwiązania rzeczywistego, a nie pozornego i częściowego - angażuje Go odtąd na wiele lat, właściwie do końca życia. Św. Założyciel „chodzi z tą sprawą”,  do końca życia. Nie zapomina o ścisłej obserwie zakonnej i pragnienie życia według tej formy, do końca w Nim nie maleje. Przeciwnie. Nie jest najemnikiem (J. 10, 13), lecz Dobrym Pasterzem (J. 10, 14).



               Wizerunek, czczonej w Zakonie Braci Mniejszych Kapucynów,
               Błogosławionej Dziewicy Maryi Matki Boskiego Pasterza
Św. Założyciel nie pozostawia tego, co ukrywa na poziomie Swej głębi, jako dzieła zakończonego. Nie przesądza z góry, jakie są rokowania sprawy. Nie sądzi za Boga. Nie wchodzi w miejsce Boga. Prosi, w najpokorniejszy sposób. Kapłan Wincenty: „Ten, który nie jest” wskazuje na Drugą Osobę Trójcy Przenajświętszej, na Słowo: „Jam Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec” (Ap. 22, 13). W ten sposób Św. Założyciel stawia tamę grzechowi, wywyższając fundamentalną Moc Stwórczą Boga Samego.                    
To doświadczenie w Sanktuarium św. Józefa – to miejsce w którym rozpoczyna się dla kapłana Wincentego Pallottiego rzeczywistość nowa i bardzo intensywna (la realtà nuova e molto intensa). Rzeczywistość nowa, złożona z kilku … kilkunastu…, kilkudziesięciu…, nieskończenie wielu płaszczyzn rzeczywistości konkretnych – zmasowanego życia duchem i praktykami zakonnymi ∞ wielu konwentów i kongregacji zakonnych - która nie może być przedmiotem analizy w tym miejscu. Pallotti nie był inkarnowanym nigdzie, w żadnym konwencie czy kongregacji mniszej – lecz Pallotti żył w duchu i w stanie Ofiary za wszystkie zakony i konwenty. Może to dziwić, może szokować, może być poczytywane za absurd, ale głębię ducha Pallottiego można rozumieć tylko Głębią Miłości Nieskończonej. Zmaganie się z  pragnieniem życia mniszego wynikało z ogromnego potencjału duchowego i wewnętrznej hojności Św. Założyciela, zewnętrznie miarkowanego na każdym kroku umartwieniem. Zapatrywanie Boga Samego na taką postawę syna? Z pewnością: pozytywne. Wszak Księga Przysłów (Prz. 22, 8), przywołana w pawłowym Liście do Koryntian przypomina: „Albowiem radosnego dawcę miłuje Bóg” (2 Kor. 9,7). Radość Ofiary, składanej Bogu odpowiada Hojności Boga. Hojności Boga nie mierzy się ludzkimi granicami pojmowania. Nie mamy tu miejsca na szerszy opis tego doświadczenia w tej przestrzeni. Można jednak sięgnąć do źródeł pallotiańskich [9], gdzie bez trudu znaleźć można liczne i szczegółowe konotacje tej tezy.


Poprzestańmy na tym, aby odnotować skutki, w postaci podjętych przez św. Wincentego Pallottiego w Sanktuarium św. Józefa z Leonessy, postanowień:         
1. Oczywista jest w życiu Św. Założyciela cecha naturalna, doświadczana od dzieciństwa: la debolezza (słabość), która w takim stopniu skomplikowała życie Wincentego, że wykluczono u Niego szanse na konwentualne życie regularne. Nie dałby rady. Nikt za to nie ponosi winy. Pan Bóg nie będzie wymagał od człowieka tego, czego wyraźnie nie żądał. Wincenty jednak dobrze wiedział, że równocześnie Sam Pan dał Mu w duchu tak wiele, że Jego wory nędzarza drą się w strzępy, rozsypując po drodze bezcenne dobra. Pallotti był świadom, że gubiąc wiele z tych dóbr, daremnie traci łaski, a utrata nie niesie Chwały Bożej przez pożytek bliźnich, co sprawiało w Nim ucisk jeszcze większy. Hojność Boga, który nędzarzy wyposaża ponad stan i ponad możność uniesienia dóbr Boskich i darów – nie jest do wypowiedzenia w tym życiu. To był powód dla którego nie gasła w św. Wincentym siła motoryczna duszy, która sprawiając w Nim bezwarunkowe posłuszeństwo Świętej i Nienaruszalnej Woli Boga przez wierne trwanie w ukrzyżowaniu woli, zarazem nakazywała  Pallottiemu nieustannie błagać Trójjedynego o spełnienie do końca Bożych pragnień: w przestrzeni, zastrzeżonej wyłącznie duszom zakonników i zakonnic klauzurowych, na mocy ich szczególnego powołania i niezmiernie płodnej w owoce apostolskie konsekracji mniszej.          
Pallottiemu w tym okresie życia nie chodziło przecież o realizację formy życia, opartej na Regule Trzeciego (III) Zakonu Franciszkańskiego, ale wychodząc z analogicznych, tj. parowych Reguł Pierwszego (I) i Drugiego (II) Zakonu Serafickiego, które miał unaocznione przed sobą - jasno celował w ten zakres drogi uświęcenia, zmierzał ku temu stopniowi intensywności. Intensywność formy życia, która odpowiadała pragnieniom Św. Założyciela z całą pewnością domagała się dla niewiast zamkniętego claustrum, to jest takiego, które dziś funkcjonuje wyłącznie w oparciu o klauzurę papieską, która wyłącza wszelkie nieodpowiednie dla powołania ściśle klauzurowego - to jest niszczące je w jego istocie - zaangażowania. Z całą pewnością, skoro Pallotti Sam dążąc do zachowania własnej, kapłańskiej klauzury, zbliżającej się do „praktyki celi”– załatwiał konieczne sprawy z niewiastami w krótkich słowach i w sposób ograniczony do tego, co niezbędne.   
Jak dowodzi historia – dotąd do nie doszło do zamknięcia klauzury papieskiej dla mniszek pallotyńskich, a ŻADEN Z PALLOTYŃSKICH INSTYTUTÓW ŻYCIA KONSEKROWANEGO NIGDY NIE POSIADAŁ I NIE POSIADA KLAUZURY PAPIESKIEJ. Choć wyróżnić należy ten, spośród trzech zasadniczych żeńskich, pallotyńskich instytutów życia konsekrowanego tj. Suore Eucaristiche di Vincenzo Pallotti, który  posiada przywilej Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu i ma najwięcej godzin modlitwy konwentualnej - lecz nie posiada kanonicznie erygowanej klauzury mniszek i mniszym nie jest. Do istnienia instytutu mniszego trzeba powołań mniszych, które nie internalizują formy życia, właściwej życiu czynnemu sióstr instytutów kontemplacyjno-czynnych.          
Pallotti doskonale odróżnia byty eklezjalne w ich ontycznym zróżnicowaniu i przeznaczeniu. 
Na Skupieniu w Rieti postanawia modlitwę nieustanną w tym duchu w intencjach wszystkich Zakonów, także nie zrodzonych, popartą stosowną praktyką ascetyczną.
Nie zapominajmy, że św. Wincentego cechowała ścisła, wielotorowa umysłowość, która w praktyce rozmyślania owocowała intensywnym zaangażowaniem rozumu jako władzy poznawczej (długomyślnej). Rozmyślanie Św. Założyciela nie było tylko afektywne.

2. Ufność położona w Samym Bogu - implikuje prawdziwe rozumienie Serca Bożego, którego myśli nie są myślami ludzkimi i którego drogi nie są drogami ludzkimi. U Św. Założyciela wystąpiło, jak pamiętamy, wiele udokumentowanych zdarzeń, ze względu na które - Jego poznanie, co do konkretów, określić można po ludzku jako genialne. W tym momencie chodzi jednak o coś więcej. O poznanie święte, czyli wyprowadzone ze Świętości Boga. Pallotti - co do tego problemu: zaznaczającego się w rozbieżności między tym, co jest w powołaniu postrzegalne i podlega określeniu na podstawie cech zewnętrznych, a tym co jest rzeczywiste i prawdziwie Boże w duchu powołanego – ma poznanie święte.                        
Święte poznanie wywyższa Miłość Nieskończoną i w przestrzeni prawej selekcji, i w przestrzeni umiłowania realizacji Bożych Pragnień.  
Święte poznanie wznosi się ponad diagnozy psychologii o proweniencji liberalnej, nie mogąc ich zatwierdzać jako Boże.  
Święte poznanie, upragnione u formatorów zakonnych i seminaryjnych – wyrasta z obecnej i uwewnętrznionej w duszy formatora: - Istoty Miłosierdzia Bożego. Obecne w duszy kapłana Wincentego, obecne - istotowo, żywo, dynamicznie, przeżyciowo – Nieskończone Miłosierdzie Boże - jest siłą sprawczą takiego modus vivendi.               
Święte poznanie wreszcie - jest znamienne w duchowości Św. Wincentego Pallotiego jako Nauczyciela Kościoła, w tym co dotyczy - obecnej tu: w duchu Mniszek Pallotynek w organizacji - Istoty Nieskończonego Miłosierdzia Bożego. Postanawia zatem trwać w duchu świętych pragnień mniszych w nadziei, położonej całkowicie w Miłosierdziu Bożym.  
                                                                        
3. Doświadczenie Tajemnicy Świętych Obcowania sprowadza Pallottiego do Relikwii św. Józefa z Leonessy. Tu odbywa się przeżyciowa kontemplacja ziarna, które przynosi plon obfity (J. 12, 24), jako dające - jak czytamy: nie mało, lecz w obfitości - zalążki Życia innym bytom, w tym m.in. właśnie Pallottiemu. Św. Wincenty przybywa tam z konfliktem wewnętrznym, zdarzenie to dzieje się w duchowym impasie i św. Wincenty poznaje, że Sam jako ewangeliczne ziarno również ma obumrzeć. Zawarty w Nim potencjał ma przynieść plon przyszły. Łupiny i masa ziarna, poddane będą degradacji, o ile po ziarnie chcemy oczekiwać plonu.
                                                                                          
Pallotti nie ma wątpliwości. Postanawia: „żyć jako umarły dla świata”, aby żyć wyłącznie duchem spełnienia Bożych pragnień. A to doświadczenie egzystencjalne jest już istotowo: summą życia mnichów i mniszek klauzurowych. Oto ci, którzy „żyją jako umarli dla świata”. To jest istota życia mnicha/mniszki. To doświadczenie o niezmiernej intensywności nie jest możliwe do przeżywania w instytutach życia konsekrowanego typu kontemplacyjno-czynnego, które przeznaczone są do realizacji innych zadań i funkcjonują na innych poziomach ontycznych niż instytuty, oparte na prawie  klauzury papieskiej. Istnieją tajemnice, które nie zrealizują się w ciągu jednego czy kilku pokoleń. Istnieje potrzeba heroicznej cnoty cierpliwości, która mieści się w Bogu, a przekracza miarę ludzkiego życia na ziemi. Wierność w cierpliwości zasadza się na Miłości (1 Kor. 13, 4) i janowej tezie: „Potrzeba by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J. 3, 30). Echem tego jest franciszkowa: „Małość” [Minoritas], która Wincentemu była u zarania bytu: dana i zadana. Pallotti postanawia więc obumierać w duchu najwyższego uniżenia, spalając życie w milczeniu jako wonną ofiarę dla Pana. 
                                                                                      
Konflikt wewnętrzny Pallottiego dzięki temu Skupieniu został w konkrecie rozwiązany. Po długotrwałej walce duchowej Pallottiego, nastał Pokój.                                                             
Do klasztoru Braci Mniejszych Kapucynów Św. Założyciel wracał jeszcze podczas pobytu w górach albańskich latem i jesienią 1920 r. [10]. Nawiedził też kilkakrotnie klasztor kapucyński we Frascati.                                                            
Kiedy 25 grudnia 1837 r. odszedł do Pana Jego ojciec duchowny ks. Bernard Fazzini – jak ks. Wincenty Pallotti Sam o Nim zwykł mówić: «święty Fazzini», „aby na miejsce zmarłego móc znaleźć odpowiedniego przewodnika duszy, Wincenty modlił się wiele, stosował umartwienia i naradzał się z mądrymi osobami.   
Wybrał potem kapucyna o. Serafino Pellegrini z klasztoru Monte San Giovanni. Za wyborem tym przemawiało z pewnością Jego rozmiłowanie w ideałach św. Franciszka z Asyżu oraz w Regule Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. O. Serafino był z ducha prawdziwym synem Serafickiego Świętego i wyróżniał się cnotą oraz praktyczną umiejętnością w dziedzinie teologii mistycznej. Opiniował mądrze rozmaite drgnienia duszy, a przy egzorcyzmach objawiał wybitną władzę nad złymi duchami. Należał już do kręgu pracowników apostolskich, których Wincenty zebrał w swym domu rodzicielskim, tak że obeznany był dobrze z ich dążeniami oraz z Dziełem Apostolstwa Katolickiego. Przez sześć lat, tj. aż do swej śmierci w r. 1844, miał on stać u boku Świętego jako Jego duchowy kierownik i pomocnik.” [11]
Także czwarty w kolejności zmian ojciec duchowny Pallottiego był Bratem Mniejszym Kapucynem. Kiedy „z początkiem 1844 r. zmarł jego spowiednik i ojciec duchowny o. Serafino. Podobnie, jak w swoim czasie przy śmierci Fazzini’ego i teraz znowu modlił się Wincenty, stosował szczególne praktyki pokutne, zastanawiał się i radził, by znaleźć odpowiedniego następcę. Wybrał sobie na ojca duchownego prokuratora generalnego Pia Opera - o. Salvatore Pascale. Już dawno znał ojca Pascale i miał w Nim zwłaszcza w domu dla dziewcząt w Sant’Onofrio gorliwego pomocnika. Jako  prokurator generalny wydał o. Pascale bardzo pozytywną ocenę o Apostolstwie Katolickim. Był już w podeszłym wieku oraz był dobrym i wzorowym zakonnikiem. Wincenty odwiedzał Go zwyczajnie raz czy dwa razy na tydzień w Jego klasztorze przy San Giuseppe alla Longara, gdzie o. Pascale był zarazem przełożonym. Niekiedy św. Wincenty Pallotti w cichym odosobnieniu przebywał tam pół dnia, a nawet cały dzień.  
O. Pascale dalej prowadził Go po drodze, jaką wskazał mu o. Serafino. «Poznałem od razu» - mówi o Świętym - «że zawsze bardzo wzorowo się prowadził i we wszystkim Duch Boży wiódł Go do najwznioślejszej doskonałości ewangelicznej. Widziałem więc, że z Jego ducha nic nie można ująć ani nic do niego dodać, czy zmienić». O. Pascale kierował Wincentym aż do Jego śmierci.” [12]
Nie tylko tak świadomie wybierane kierownictwo duchowe Braci Mniejszych Kapucynów jest dowodem najściślejszej więzi duchowej, która łączyła ks. Wincentego Pallottiego z I Zakonem Serafickim. Jest sprawą nie do pominięcia, że Pallotti do śmierci wewnętrznie żył jak Kapucyn, podejmując w zakresie aktów duchowych, ascezy, pokuty, praktyki modlitwy już od wczesnej młodości wszystko, co tylko nie było wprost wykluczone, a więc zakazane przez ojców duchownych i niemożliwe do zastosowania w warunkach życia: domowego, kleryckiego i w końcu kapłańskiego. Troską przejmowało Św. Założyciela nie tyle życie świeckie, jako skrojone na miarę świata, ale życie sekularne, którego Chrystus Pan nie oczekuje od nikogo, bez względu na przynależność stanową. Przezwyciężenie tego stanu, który Pallottiego niepokoił, z powodu którego bardzo cierpiał, dokonywane było przez Św. Założyciela przez pokutę zastępczą wyłącznie na sobie samym; autonomicznie tj. na podstawie osobistych postanowień i w posłuszeństwie, tj. pod kierunkiem ojców duchownych, z jedynej racji: Tkliwej i Wiernej Miłości do Pana Jezusa Chrystusa - w duchu naśladowania Chrystusa, wynagrodzenia i pokuty zastępczej, która jest aktem Miłosierdzia Nieskończonego, czynionym w intencji niezliczonych dusz żyjących i dusz, których powinnością jest wypłacać się Boskiej Sprawiedliwości za uczynki, dokonane w ciele.      
          
† Osculum pacis
  



[1] Ks. Józef Frank SAC „Wincenty Pallotti. Założyciel Dzieła Apostolstwa Katolickiego”, t. I, wersja elektroniczna Bielsko-Biała 2006, s. 110
[2] op.cit. s. 110
[3] op. cit. s. 117
[4] op. cit. s. 117
[5] op. cit. s. 117
[6] w świecie: Eufranio Desideri (Leonessa, 8 stycznia 1556 – Amatrice, 4 lutego 1612) Brat Mniejszy Kapucyn, ogłoszony Świętym przez papieża Benedykta XIV i op. cit. s. 117
[7] op. cit. s. 117
[8] o. Carmine Ranieri "Lettera di apertura del IV centenario della nascita", L’Aquila, 21 luty 2011 r.
[9] dotyczących ściśle osoby św. Wincentego Pallottiego
[10, 11] op. cit. t. II s. 265


poniedziałek, 8 września 2014






DLACZEGO MNICH?



[CZĘŚĆ CZWARTA]



Po decyzji ojca duchownego ks. Bernarda Fazziniego (poprzedzonej wskazaniami Ministra Generalnego Zakonu, lekarzy i rodziny Pallottich) - Wincenty ma jasne poznanie siebie w Bogu. To ostre poznanie wprowadza Go w Krzyż Chrystusa Pana. Widoczne są wyraźnie obie belki mistycznego krzyża: «Co do ducha - niepodzielnie jestem z ducha serafickiego. Jako młody pęd wyrastam z pnia Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów † Jednak z Woli Boga – Kapucynem nie jestem!». Nie mówi: „nie będę Kapucynem”, ale stwierdza: „nie jestem Kapucynem”. To przesądzone. Sprawa skończona. Powołanie jest jedno. Daje je Trójjedyny Bóg w akcie stwórczym. Daje je wtedy i daje jedno. Jedno, jak życie jest jedno. Powołanie jest niezmienne. Jest właśnie tym, które jest. Nie jest inne. Nie będzie inne. Można je złamać. Życie jest … bardzo kruche… Można je przyjąć i spełnić.  Czy chcesz dawać innym Życie? Czy masz w sobie moc? Moc płynie z dziewictwa. Pęknięty kryształ nie utrzyma wody. Uważaj, nie rozbij kryształu. Nie można wypełnić innego powołania niż to, które od Boga masz. Nie można spełnić powołania danego innym ludziom. Nie można spełnić powołania za innych. Wola Ministra Generalnego jest taka, jaka jest Wola Boga. O powołaniu do Zakonu decydują trzy warunki: Ty możesz, Ty chcesz i Ty jesteś chciany. Niespełnienie choćby jednego - mówi o braku Twojego powołania. To znaczy, że Ty Kapucynem „nie jesteś”. To bezpośrednia konfrontacja: Wincentego Pallottiego: „tego, który nie jest” z Samym Bogiem: „Tym, Który Jest”. Wincenty odtąd ma świadomość własnej tożsamości duchowej i konkretne poznanie Świętej i Nienaruszalnej Woli Bożej. Światło Ewangelii Świętej rozświetla to fundamentalne rozeznanie dodatkową uwagą: „co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt. 5, 37).

Posłuszeństwo: proste, ślepe i natychmiastowe było cnotą Wincentego od początku. Stopień cnoty posłuszeństwa, wpisywał się w pewnej mierze w ogólną cnotliwość pokolenia, właściwą Jego czasowi, w którym nawet najbardziej osobiste decyzje, dotyczące stanu zakonnego czy planów matrymonialnych - młodzież tego wieku zdolna była radykalnie podporządkować woli rodziców lub opiekunów i zdeptać własną wolę.   Posłuszeństwo Pallottiego po pierwsze - było cnotą wlaną, pielęgnowaną z troską już we wczesnym dzieciństwie, a po wtóre - przedmiotem spójnej i stałej pracy wewnętrznej Wincentego w wieku młodzieńczym. Z tego rachował się z sobą sumiennie dzień po dniu. Po to przetrząsał sumienie, jak kieszenie, w poszukiwaniu czegoś tam … dla nędzarzy.          

U św. Wincentego - ważna jest nie tyle, sama zewnętrzna reakcja na poznanie Woli Bożej, która ujawnia się: celującym, szkolnym, przejrzystym posłuszeństwem przez natychmiastowy zwrot w kierunku, wskazanym przez przełożonych - stanowiąc doskonale wykonany akt posłuszeństwa – …. bo tu idzie po ludzku …. o sposób, w jaki Wincenty tę decyzję przeżył: 1. od momentu poznania; 2. dalej, w ciągu całego życia; 3. ostatecznie: aż do śmierci. Do śmierci. Powiedzmy to sobie uczciwie. Nie krzyczmy kolokwialnie: „Aplauz!” Prawda radzi cicho zapytać: „… Jakżeś w ogóle Ojcze, przeżył traumę?”                                

Wyższą częścią duszy [1] Wincenty natychmiast wykonuje wolę Boga, stwierdzoną wskazaniem Ministra Generalnego i Ojca duchownego, ale niższa część duszy - internalizuje ten Wybór Boga do śmierci.
Pallotti spokojnie, powoli, znosząc cierpliwie wszystko, wszystko przetrzymując (1 Kor. 13) - idzie z tym werdyktem - aż do śmierci.    
To miejsce rozdarcia żywego serca. Odtąd Wincenty wchodzi w stan ukrzyżowania woli. W ten sposób, mistycznie zostaje z Chrystusem przybity do krzyża (Ga. 2,19). 
Trwa w ukrzyżowaniu woli do śmierci. W tym stanie, wykonuje nieskończenie wiele aktów wewnętrznych. Suma tych wszystkich aktów - to w istocie jeden (1) ciągły akt zjednoczenia. Tym aktem Pallotti pracuje w dziele Zjednoczenia - na pożytek wszystkich bytów, które były, są i będą.



Z punktu widzenia Pierwszego (I) Zakonu Serafickiego odrzucenie kandydata oznacza, że osoba ta: nie ma udziału we Wspólnocie Braterskiej, nie jest Bratem Mniejszym, nie ma udziału w dobrach duchowych i przywilejach, należnych I Zakonowi. Wobec Zakonu jest i zawsze będzie: „na zewnątrz” („fuori”). To nie podlega zmianie. Wynika to z braku inkarnacji i z cnoty sprawiedliwości. Ścisłość skutków tego faktu, nieustannie przypomina Wincentemu raj utracony. Jakież oczyszczenie…!   

Także i świadomość ontyczna, którą Wincenty ma już tutaj - to nie jest tabula rasa. To nie jest miara postulanta. To nie jest poziom nowicjusza. Co to w ogóle jest?! Laik?... Kandydat?... Do kogo…? Ale ta …. przestrzeń…, rozległa przestrzeń tak jasnej duszy …. jakby dojrzałego profesa wiecznego… Co…? On nie ma profesji? Jak to? … To skąd…. On to wszystko ma?!... Ta przestrzeń…! Jakby woła do Boga o skrawek ziemi, która litościwie dałaby obnażonym stopom punkt oparcia, żeby poruszyć świat. Za szybki wzrost. Niewspółmierny do przeżytych lat. To musi się źle skończyć. To się na pewno potem odbije. To niemożliwe. … Zaraz, skąd… On to ma?




Faktycznie, niezwykła czystość. Podziwu godne. Transparentna przezroczystość duszy  chłopca, promieniuje tą jasnością … w Jego oczach. A te oczy są jakby velum świadomości, zapisanej … o nie!.., nie jednym!… oświeceniem wewnętrznym. Co to za oczy! Ależ … łaski! Signore, pietà! To o wiele więcej niż my widzimy.

Co z tego? To na marne. Na nic. Tak treściwą, kompletną karmą nasycił Go Zakon. Zakon Wincentego tak dla Siebie wychował. Pokarm kapucyński nasycił i zbudował mocne kanały cnót. Czyste kanały, bez złogów, bez zrostów. A Pan Sam wlał tam cnoty. Zakon dopoił Go duchem kontemplacji, zaprawił do zażartej walki ze złym duchem i w sercu zostawił pragnienie życia dla Braci. Gęsty nektar kontemplacji zostawił wewnątrz ścian osad tak pożywny, że wysyciłby rój pracowitych pszczół na lata. „Śmietanę i miód spożywać będzie, się nauczy odrzucać zło, a wybierać dobro” (Iz. 7, 15). To wszystko Synu masz. To masz.   

Ale to na nic. Świadomość po brzegi nasycona poznaniem Ceny Zbawienia, poznaniem dóbr duchowych i zasług seraficznych  - w których Ty Wincenty … nie otrzymasz udziału. Jak chcesz żyć dalej Wincenty? Co Ty zrobisz? Jakiż to zaszczyt być stworzonym przez Pana – na to, żeby być Jego Heroldem. Być Jego Bratem. Być wezwanym przez Niego! Jaki … honor! Dokąd Wincenty pójdziesz? 

Poznaniem słodkim, jak miód w ustach, napełniał Mu Serce Zakon Seraficki - a oto tu wnętrzności goryczą przepełnił Mu Pan. Jakże długo lały się Wincentemu te niebiańskie miody, anielskie zaproszenia, znaki braterstwa, przepływy Pokoju i strumienie Żywej Wody, a teraz sączy się tylko ta gorycz najgorzciejsza. Nic nie pomogą długie wędrówki po kopnym śniegu aż pod sam stok góry, kiedy nie można wstąpić na Górę Zbawienia szlakiem Franciszka Świętego. Własne wysiłki są na nic. Nie pomogą pobratymcze, zakonne szturchnięcia w plecy: Bracie, … patrz jesteś jak butelka. Powiadam Ci, będziesz napełniony. Do cna. Po brzegi. Co Ci to Bracie za różnica, czyś małą czy większą butelką? Patrz, żeś tylko jedną butelką. Będzie pełnabądź pewien. Kiedyś zbawienie da Tobie Pan.

Milczenie. Milczeć … jest najłatwiej. W środku dusza łka. Bez końca. Do wewnątrz. Krople ściekają w głąb. Jakim winem przywitam Cię Panie, kiedy przyjdziesz?!!! Jakże lichym i podłym, Panie



Wincenty łka stęskniony: „za błyskiem skrzącym iskrami / za smakiem wina wytrawnego, / w zapachy balsamu Bożego”. „Tym winem wytrawnym jest inna, większa łaska, jakiej Bóg czasem udziela duszom, będącym już w wyższej doskonałości. Upaja je wówczas w Duchu Świętym słodkim, rozkosznym i mocnym winem miłości, nazwanym tu winem wytrawnym. Wino wytrawne przyrządza się z licznymi i różnymi wonnymi i mocnymi korzeniami. Również owa miłość Boża, udzielana duszom doskonałym, jest sfermentowana i dostała w ich duszach oraz przyprawiona przez te cnoty, jakich nabyły. Wino to, przyprawione wybornymi ziołami z taką siłą i obfitością słodyczy, tak upaja duszę w owych boskich nawiedzeniach, że z wielką skutecznością i siłą unoszą się w niej ku Bogu zapachy albo wonie uwielbienia, miłości, czci itd. Prócz tego budzą się w niej przedziwne pragnienia działania i cierpień dla Boga” […]                                                                    

„Dobrze będzie zaznaczyć choć pokrótce, jaka jest różnica między winem wytrawnym, które nazywają starym, a młodym i świeżym. A ponieważ podobna różnica zachodzi między starymi weteranami a początkującymi w miłości, więc posłuży to jako pouczenie dla osób duchownych.

W młodym winie męty się jeszcze nie oddzieliły i nie ustały się. Burzy się więc, tak iż nie można jeszcze poznać jego dobroci i mocy; dopóki się nie oddzielą męty i nie dokona się fermentacja, narażone jest na zepsucie. Nadto ma smak ostry i cierpki, a użyte w dużej ilości szkodzi pijącemu. Siła jego pochodzi raczej z fermentu.

Wino zaś stare już nie fermentuje, męty w nim opadły i ustały się, a przeto nie ma burzliwości nowego. Można już poznać jego dobroć i jest zabezpieczone od zepsucia, bo skończyła się fermentacja, która mogła je zepsuć. A przeto wino dobrze sfermentowane bardzo trudno zmienia smak i nie podlega zepsuciu. Zapach ma przyjemny, moc już w sobie, a nie w smaku, dlatego pijącemu daje dobre samopoczucie i umacnia jego siły. 

10. Młodzi miłośnicy mogą być porównani do młodego wina. Są to ci, którzy dopiero rozpoczynają służyć Bogu. Burzliwość wina ich miłości objawia się zbytnio na zewnątrz w zmysłach, gdyż męty słabych i niedoskonałych zmysłów nie opadły w nich jeszcze. Siła ich miłości leży w jej smaku zmysłowym, a i podnietą do wszelkich poczynań jest dla nich smak tej miłości. Na taką miłość nie należy zbytnio liczyć, dopóki nie opadną te fermenty i niedoskonałe smaki zmysłowości. Ta burzliwość i gorącość zmysłów może skłaniać dusze do dobrej i doskonałej miłości i być odpowiednim do niej środkiem, byle się oddzieliły męty jej niedoskonałości. Lecz bardzo łatwo może również w tych początkach i w odczuwalnej nowości braknąć wina miłości i zagubić się gorliwość i smak nowego. Ci początkujący w miłości doznają zawsze wielu udręczeń i utrudzeń zmysłowych miłości. Powinni zatem ograniczać picie tego młodego wina, gdyż jeśli zbyt wiele zaczną działać jak wino burzliwe, natura ich może się znużyć tą udręką i utrudzeniem miłości, to jest smakiem młodego wina. Jest ono bowiem, jak mówiliśmy, cierpkie i przykre, nie złagodzone jeszcze dostałością, w której się kończą te udręki miłości.

Weterani miłości, wyćwiczeni już i wypróbowani w służbie Oblubieńca, są jak stare wino. Męty w nich są już ustane, nie podlegają więc ni burzliwości zmysłów, ni żadnym zewnętrznym zapałom namiętnym i ognistym, lecz kosztują słodyczy wina miłości już dojrzałego w samej jego istocie. Miłość ich nie opiera się na smakach zmysłowych, jak miłość młodych, lecz kosztują jej w samej głębi duszy, w słodyczy duchowej i w prawdzie czynów. Weterani miłości nie opierają się na smakach i zapałach zmysłowych i nie pragną ich, a tym samym nie odczuwają zniechęceń i utrudzeń. Kto bowiem idzie za pożądaniem uczuć zmysłowych, tym samym musi odczuwać w zmysłach w duchu udręki i niesmak.                           

Weterani miłości nie doświadczają już słodyczy duchowej mającej swój korzeń w zmysłach, a przeto nie odczuwają w tychże zmysłach ani w duchu udręki ani udręk miłosnych. I tacy miłośnicy chyba cudem tylko sprzeniewierzyliby się Bogu, wznieśli się już bowiem ponad to, co jest źródłem błędów, tzn. ponad zmysłowość. Wino ich miłości nie tylko jest wolne od mętów i ustałe, lecz jest «przyprawione» różnymi rodzajami cnót doskonałych. Cnoty te, jak mówiliśmy, nie dopuszczają zepsucia, które nastąpić może tylko w młodym winie. 

Taki stary przyjaciel ma wielką wartość w oczach Boga i o nim mówi Eklezjastyk: «Nie opuszczaj starego przyjaciela, bo nowy nie będzie doń podobny” (9,14). Tym to winem miłości, wypróbowanym i przyprawionym, upaja Boski Umiłowany duszę w owym boskim upojeniu, o jakim mówiliśmy. I pod jego to wpływem dusza rozlewa przed Bogiem słodkie i miłe zapachy.”[2]




Po takie wino dla Pana Wincenty zstępować pragnie,  schodząc w głąb po stopniach, by znaleźć się „w winnej piwnicy głębinie” (Pnp. 2,4). Jednak nic z tego. Odmowa Ministra Generalnego przesądza o życiu człowieka. Na takie wino trzeba mocnej, starej kadzi Zakonu, co to wie, jak moszcz pracuje, hucząc miarowo. I szlachetnej winorośli, Boże broń przenigdy jagód dzikiej winorośli. Ogrodnik wielokrotnie przegląda i odcina dziczki winnej latorośli, bez litości pali młót na stosie. Krzew „przepaca się”, niby-łzawiąc swoje pędy, ale tylko taka… miłość .... będzie słodka. 

Nieprzytomne przyjmowanie. Milczenie. Rozdzieranie istoty. Gorycz najbardziej gorzka. Drze się wciąż głębiej Rana Miłości ­- bez nadziei na uleczenie. Szarpie się w głąb. Brak inkarnacji do Zakonu Serafickiego stawia straszliwe pytanie: o wieczne skutki już tu poznanej niemożności. Nie jest obojętne, jako kto przeżyje życie doczesne. Jako Brat Mniejszy, czy jako Laik. Jakie życie, taka Wieczność. Że wszystko to przecież to samo? To nieprawda. Nie ma takiej eschatologii. To jest nieskończona utrata, na wieki. Wieczność. To nie będzie do nadrobienia. Dziki krzew pozostanie na zawsze dzikim krzewem. W Wieczności są nieprzeliczone, … nieskończone stopnie dóbr, zasług i hierarchii. Nie jest tym samym, przeżyć tę chwilę dobrze, co przeżyć źle, bo ta chwila i ta chwila, i każda następna chwila ma swoje miejsce w Wieczności. Ojciec Przedwieczny przyjmie tam, aż tam … gdzie Serafów jaśnieje chór … tylko tych, w których znajdzie prawdziwe podobieństwo do Syna Swego Jednorodzonego.




Przyjmie tylko Żywe Ikony. Santa Veronica Giuliani - prega per noi!






Padre Francesco, aiutami! Jakżeś Ty Ojcze pokutował! Veramente! Straszliwie zmarznięty w Rivotorto. Zupełnie omdlały z głodu. Z głodu! Ojcze, oślepły od płaczu, kiedy oczy przepalała Ci sól z własnych łez wytoczona.

Bez podobieństwa - nie przyjmie Ojciec Niebieski tam…! … tam! – Wincenty wklejony w Hostię Przenajświętszą …. Oto najbliższy Tobie Panie Jezu Chryste Serafów Chór! - … tylko tym wiecznie pobłogosławi Pan, od których poczuje zapach Syna Swego. Tu leje się Pańska Krew, której Cena jest Nieprzeliczona. Jeśli Ojciec Przedwieczny nie poczuje Zapachu Syna – nie uzna mnie. Nikt nie uiści Ceny za siebie należnej. 

Panie: «Czy muszę zrezygnować z tego pragnienia? Czy wolno mi żywić to pragnienie? Czy Zakon zamknął swoją bramę przede mną na zawsze?»     

Miłość Nieskończona stopniowo zdaje się udzielać odpowiedzi na to dramatyczne pytanie Wincentego. Z czasem, Wincenty pojmuje coraz lepiej, że Miłosierdzie Nieskończone zaprasza Go do odrzucenia ducha przeciwnego Nieskończonej Miłości: «Z niczego nie musisz rezygnować. Zostaw Mnie Samemu wypełnienie wszystkiego we wszystkim»  (1 Kor. 15, 28).

Poznając Wszechpotęgę Boga, Wincenty ogarnięty płomieniem Miłości Nieskończonej woła: «Bóg mój i wszystko!» Pojmuje jasno, że Ten, który Jest Wszystkim we wszystkich, nie pozbawia Go Siebie Samego, czyli Pełni Wszystkiego we wszystkim, a to oznacza między innymi udział we wspólnocie i dobrach duchowych nie tylko Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, lecz wszystkich Zakonów, które były, są i będą. Nie na podstawie pustosłowia jednak, ale na podstawie świętych czynów doskonałości chrześcijańskiej:

Jeszcze w lat kilka po dokonanym wyborze drogi powołania, napisze Pallotti te słowa: „Żywię gorące pragnienie pozostawania w Zakonie, gdzie mógłbym dążyć ku coraz większej doskonałości. Wydaje się jednak, że Pan powołał mnie do życia wśród świata; dlatego postanawiam czynić to wszystko, co czyniłbym nie tylko w najświętszej społeczności zakonnej – zakładam przy tym, iż czyniłbym wielkie rzeczy na chwałę Boga – lecz co czyniłbym również, gdybym żył we wszystkich zakonach życiem nieskończonej doskonałości i co czyniłyby wszystkie stworzenia umieszczone we wszystkich istniejących, i możliwych zakonach, i służące Bogu z nieskończoną doskonałością, i gdyby wszystkie te stworzenia  w każdym momencie nieskończenie małym składały Panu najdoskonalszą ofiarę z siebie samych, jaką tylko można sobie wyobrazić oraz napełnione były stale nieskończoną gorliwością ślubów zakonnych. Dalej – pragnę ofiarować Panu siebie samego, a szczególnie wszystkie moje pragnienia, jak gdybym w każdym nieskończenie małym momencie składał śluby zakonne. Przy tym jednoczę się najściślej z wolą Boga, który powołał mnie na ten świat. Następnie wzywam wszystkie stworzenia, aby podziwiały Nieskończoną Dobroć Boga względem mnie, grzesznika, jako że Ojciec Niebieski współczuł mojej nędzy i nie przeznaczył mię do służby pośród surowych utrapień, lecz powołał do stanu, w którym cała moja nędza i ułomność nie zostaną zdruzgotane i narażone na ucisk”. [3]

Przyjęcie Woli Boga dokonało w Nim ukrzyżowania woli.

Ukrzyżowanie to znamionowały niezwykle bolesne porywy, które czyniły Go zupełnie podobnym do Zbawiciela, wspinającego się wzwyż w Agonii od podstawy Przebitych Stóp, by zaczerpnąć powietrza. Oto śmierć Pana – śmierć przez uduszenie. Wyrokiem Opatrzności w takiej agonii konała wola Wincentego.

W Zakonie Serafickim z umiłowania pozostała niemała część Jego serca. Tu, w kapucyńskim kościele Santa Maria della Concezione znalazł miejsce wiecznego spoczynku Jego ukochany, najmłodszy brat Franciszek, także kandydat do Zakonu Serafickiego i ukochana Matka.

Decyzja o wyborze drogi kapłaństwa świeckiego była jednoznaczna. Kiedy Kościół Święty potwierdził ten Wybór Boga udzieleniem Mu święceń prezbiteratu - Ksiądz Wincenty Pallotti uzyskał pewność, wkraczając w szeregi duchowieństwa świeckiego. „Ten, który nie jest” został wyświęcony na koszt rodziny Pallottich, ponieważ stan Jego zdrowia nie rokował pozytywnie, że podoła trudom kapłaństwa bez obciążania materialnego diecezji. To drugi stopień, po którym wypadło Wincentemu przez uniżenie syna w Synu, schodzić w dół po stopniach do sadzawki chrzcielnej.

Kruchość cielesna, wysoki stopień delikatności organicznej – a przez to i wewnętrznej - dowodziły przeznaczenia ks. Pallottiego do nad wyraz subtelnego przeżywania Miłości i modlitwy głębokiego przebłagania.

Ta modlitwa, to modlitwa Chrystusa Pana w Getsemani (J. 17),




to modlitwa Ojca Franciszka Serafickiego[4]. Takimi łzami zalane było Najświętsze Oblicze Chrystusa Pana w Ogrójcu (Tłoczni Oliwy), kiedy Serce Pana konało w Męce.

Takimi łzami zlane było Oblicze Patriarchy Franciszka, kiedy ze ślepych oczu, wytrawionych solą - lały się bez końca strumienie łez.




„Strumienie łez płyną z moich oczu, bo nie zachowano Twego Prawa, Panie” (Ps. 119,136). Palący ból w całej osobie, istny pożar bytu, wchłoniętego przez Miłość. Totalny ciężar znieważonego Majestatu Boga. Kto może udźwignąć ten ciężar? Kto pojmie ten rodzaj Męki? Kto przebłaga tak straszliwie znieważony Majestat? Przyjmie ten krzyż modlitwy głębokiego przebłagania tylko ten, komu Sam Pan Miłosiernie ten krzyż na plecy włoży. Nikt sam się na to nie poważy. „Kto z nas wytrzyma przy trawiącym Ogniu? Kto z nas wytrwa wobec wieczystych płomieni?” (Iz. 33, 14 in fine) „Miłość wszystko przetrzyma” (1 Kor. 13, 7 in fine). Ona jedna. Miłość Boża poszuka serca człowieka miłosiernego, które dobrowolnie wyda się na okup za wielu, „aby w ciele swoim dopełniać braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24).

Ta Miłość odnalazła Wincentego, który odrzucony przez wszystkich - nie był za słaby do podniesienia tego zrzuconego na ziemię krzyża. Krzyża, który innym nazbyt ciążył.                                        

† Osculum pacis







[1] Rozróżnienie części duszy na: „wyższą” i „niższą” ma swój początek w filozofii Platona. Po szkole Aleksandryjskiej i Orygenesie przyjęło tę naukę wielu Ojców Kościoła i niemal wszyscy mistycy, gdyż za pomocą tej formuły można wyjaśnić złożone stany wewnętrzne. I tak przykładowo: św. bp Franciszek Salezy posługuje się tym określeniem w „Teotymie, Traktacie o Miłości Bożej” i w „Rozmowach duchowych”; a św. Teresa od Jezusa w „Twierdzy wewnętrznej” (mieszkanie VII, roz. 1). Często używa tych odniesień św. Jan od Krzyża w „Drodze na Górę Karmel” i w obu edycjach „Pieśni duchowej”. Części wyższej, którą nazywa: „espíritu” - przypisuje wszystkie najwyższe czynności duszy, tj. kontaktowanie się z Bogiem, akty czystej miłości, kontemplację; część niższą [zmysłową] określa: „sentido”, ma ona więcej łączności z ciałem, do niej należą te czynności, które są połączone ze zmysłami wewnętrznymi, np. rozmyślanie, zanim się dojdzie do kontemplacji („Droga na Górę Karmel”, ks. II, Roz. 11)         
[2] w: Św. Jan od Krzyża, „Dzieła. Pieśń duchowa”, strofa 25, 7-11, wyd. V poprawione, 1995 Wyd. OO. Karmelitów Bosych, Kraków, s. 644-647
[3] op.cit., s. 37
[4] za śp. o. Bogusławem Rosochackim OFMCap., na podstawie egzorty, wygłoszonej do Mniszek Klarysek Kapucynek