DLACZEGO MNICH?
[CZĘŚĆ CZWARTA]
Po decyzji ojca duchownego ks. Bernarda Fazziniego (poprzedzonej wskazaniami Ministra Generalnego Zakonu, lekarzy i rodziny Pallottich) - Wincenty ma jasne poznanie siebie w Bogu. To ostre poznanie wprowadza Go w Krzyż Chrystusa Pana. Widoczne są wyraźnie obie belki mistycznego krzyża: «Co do ducha - niepodzielnie jestem z ducha serafickiego. Jako młody pęd wyrastam z pnia Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów † Jednak z Woli Boga – Kapucynem nie jestem!». Nie mówi: „nie będę Kapucynem”, ale stwierdza: „nie jestem Kapucynem”. To przesądzone. Sprawa skończona. Powołanie jest jedno. Daje je Trójjedyny Bóg w akcie stwórczym. Daje je wtedy i daje jedno. Jedno, jak życie jest jedno. Powołanie jest niezmienne. Jest właśnie tym, które jest. Nie jest inne. Nie będzie inne. Można je złamać. Życie jest … bardzo kruche… Można je przyjąć i spełnić. Czy chcesz dawać innym Życie? Czy masz w sobie moc? Moc płynie z dziewictwa. Pęknięty kryształ nie utrzyma wody. Uważaj, nie rozbij kryształu. Nie można wypełnić innego powołania niż to, które od Boga masz. Nie można spełnić powołania danego innym ludziom. Nie można spełnić powołania za innych. Wola Ministra Generalnego jest taka, jaka jest Wola Boga. O powołaniu do Zakonu decydują trzy warunki: Ty możesz, Ty chcesz i Ty jesteś chciany. Niespełnienie choćby jednego - mówi o braku Twojego powołania. To znaczy, że Ty Kapucynem „nie jesteś”. To bezpośrednia konfrontacja: Wincentego Pallottiego: „tego, który nie jest” z Samym Bogiem: „Tym, Który Jest”. Wincenty odtąd ma świadomość własnej tożsamości duchowej i konkretne poznanie Świętej i Nienaruszalnej Woli Bożej. Światło Ewangelii Świętej rozświetla to fundamentalne rozeznanie dodatkową uwagą: „co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt. 5, 37).
Posłuszeństwo: proste, ślepe i natychmiastowe było cnotą Wincentego od początku. Stopień cnoty posłuszeństwa, wpisywał się w pewnej mierze w ogólną cnotliwość pokolenia, właściwą Jego czasowi, w którym nawet najbardziej osobiste decyzje, dotyczące stanu zakonnego czy planów matrymonialnych - młodzież tego wieku zdolna była radykalnie podporządkować woli rodziców lub opiekunów i zdeptać własną wolę. Posłuszeństwo Pallottiego po pierwsze - było cnotą wlaną, pielęgnowaną z troską już we wczesnym dzieciństwie, a po wtóre - przedmiotem spójnej i stałej pracy wewnętrznej Wincentego w wieku młodzieńczym. Z tego rachował się z sobą sumiennie dzień po dniu. Po to przetrząsał sumienie, jak kieszenie, w poszukiwaniu czegoś tam … dla nędzarzy.
U św. Wincentego - ważna jest nie tyle, sama zewnętrzna reakcja na poznanie Woli Bożej, która ujawnia się: celującym, szkolnym, przejrzystym posłuszeństwem przez natychmiastowy zwrot w kierunku, wskazanym przez przełożonych - stanowiąc doskonale wykonany akt posłuszeństwa – …. bo tu idzie po ludzku …. o sposób, w jaki Wincenty tę decyzję przeżył: 1. od momentu poznania; 2. dalej, w ciągu całego życia; 3. ostatecznie: aż do śmierci. Do śmierci. Powiedzmy to sobie uczciwie. Nie krzyczmy kolokwialnie: „Aplauz!” Prawda radzi cicho zapytać: „… Jakżeś w ogóle Ojcze, przeżył tę traumę?”
Wyższą częścią duszy [1] Wincenty natychmiast wykonuje wolę Boga, stwierdzoną wskazaniem Ministra Generalnego i Ojca duchownego, ale niższa część duszy - internalizuje ten Wybór Boga aż do śmierci.
Pallotti spokojnie, powoli, znosząc cierpliwie wszystko, wszystko przetrzymując (1 Kor. 13) - idzie z tym werdyktem - aż do śmierci.
To miejsce rozdarcia żywego serca. Odtąd Wincenty wchodzi w stan ukrzyżowania woli. W ten sposób, mistycznie zostaje z Chrystusem przybity do krzyża (Ga. 2,19).
Trwa w ukrzyżowaniu woli do śmierci. W tym stanie, wykonuje nieskończenie wiele aktów wewnętrznych. Suma tych wszystkich aktów - to w istocie jeden (1) ciągły akt zjednoczenia. Tym aktem Pallotti pracuje w dziele Zjednoczenia - na pożytek wszystkich bytów, które były, są i będą.
Z punktu widzenia Pierwszego (I) Zakonu Serafickiego odrzucenie kandydata oznacza, że osoba ta: nie ma udziału we Wspólnocie Braterskiej, nie jest Bratem Mniejszym, nie ma udziału w dobrach duchowych i przywilejach, należnych I Zakonowi. Wobec Zakonu jest i zawsze będzie: „na zewnątrz” („fuori”). To nie podlega zmianie. Wynika to z braku inkarnacji i z cnoty sprawiedliwości. Ścisłość skutków tego faktu, nieustannie przypomina Wincentemu raj utracony. Jakież oczyszczenie…!
Także i świadomość ontyczna, którą Wincenty ma już tutaj - to nie jest tabula rasa. To nie jest miara postulanta. To nie jest poziom nowicjusza. Co to w ogóle jest?! Laik?... Kandydat?... Do kogo…? Ale ta …. przestrzeń…, rozległa przestrzeń tak jasnej duszy …. jakby dojrzałego profesa wiecznego… Co…? On nie ma profesji? Jak to? … To skąd…. On to wszystko ma?!... Ta przestrzeń…! Jakby woła do Boga o skrawek ziemi, która litościwie dałaby obnażonym stopom punkt oparcia, żeby poruszyć świat. Za szybki wzrost. Niewspółmierny do przeżytych lat. To musi się źle skończyć. To się na pewno potem odbije. To niemożliwe. … Zaraz, skąd… On to ma?
Faktycznie, niezwykła czystość. Podziwu godne. Transparentna przezroczystość duszy chłopca, promieniuje tą jasnością … w Jego oczach. A te oczy są jakby velum świadomości, zapisanej … o nie!.., nie jednym!… oświeceniem wewnętrznym. Co to za oczy! Ależ … łaski! Signore, pietà! To o wiele więcej niż my widzimy.
Co z tego? To na marne. Na nic. Tak treściwą, kompletną karmą nasycił Go Zakon. Zakon Wincentego tak dla Siebie wychował. Pokarm kapucyński nasycił i zbudował mocne kanały cnót. Czyste kanały, bez złogów, bez zrostów. A Pan Sam wlał tam cnoty. Zakon dopoił Go duchem kontemplacji, zaprawił do zażartej walki ze złym duchem i w sercu zostawił pragnienie życia dla Braci. Gęsty nektar kontemplacji zostawił wewnątrz ścian osad tak pożywny, że wysyciłby rój pracowitych pszczół na lata. „Śmietanę i miód spożywać będzie, aż się nauczy odrzucać zło, a wybierać dobro” (Iz. 7, 15). To wszystko Synu masz. To masz.
Ale to na nic. Świadomość po brzegi nasycona poznaniem Ceny Zbawienia, poznaniem dóbr duchowych i zasług seraficznych - w których Ty Wincenty … nie otrzymasz udziału. Jak chcesz żyć dalej Wincenty? Co Ty zrobisz? Jakiż to zaszczyt być stworzonym przez Pana – na to, żeby być Jego Heroldem. Być Jego Bratem. Być wezwanym przez Niego! Jaki … honor! Dokąd Wincenty pójdziesz?
Poznaniem słodkim, jak miód w ustach, napełniał Mu Serce Zakon Seraficki - a oto tu wnętrzności goryczą przepełnił Mu Pan. Jakże długo lały się Wincentemu te niebiańskie miody, anielskie zaproszenia, znaki braterstwa, przepływy Pokoju i strumienie Żywej Wody, a teraz sączy się tylko ta gorycz najgorzciejsza. Nic nie pomogą długie wędrówki po kopnym śniegu aż pod sam stok góry, kiedy nie można wstąpić na Górę Zbawienia szlakiem Franciszka Świętego. Własne wysiłki są na nic. Nie pomogą pobratymcze, zakonne szturchnięcia w plecy: Bracie, … patrz jesteś jak butelka. Powiadam Ci, będziesz napełniony. Do cna. Po brzegi. Co Ci to Bracie za różnica, czyś małą czy większą butelką? Patrz, żeś tylko jedną butelką. Będzie pełna – bądź pewien. Kiedyś zbawienie da Tobie Pan.
Milczenie. Milczeć … jest najłatwiej. W środku dusza łka. Bez końca. Do wewnątrz. Krople ściekają w głąb. Jakim winem przywitam Cię Panie, kiedy przyjdziesz?!!! Jakże lichym i podłym, Panie…
„Dobrze będzie zaznaczyć choć pokrótce, jaka jest różnica między winem wytrawnym, które nazywają starym, a młodym i świeżym. A ponieważ podobna różnica zachodzi między starymi weteranami a początkującymi w miłości, więc posłuży to jako pouczenie dla osób duchownych.
W młodym winie męty się jeszcze nie oddzieliły i nie ustały się. Burzy się więc, tak iż nie można jeszcze poznać jego dobroci i mocy; dopóki się nie oddzielą męty i nie dokona się fermentacja, narażone jest na zepsucie. Nadto ma smak ostry i cierpki, a użyte w dużej ilości szkodzi pijącemu. Siła jego pochodzi raczej z fermentu.
Wino zaś stare już nie fermentuje, męty w nim opadły i ustały się, a przeto nie ma burzliwości nowego. Można już poznać jego dobroć i jest zabezpieczone od zepsucia, bo skończyła się fermentacja, która mogła je zepsuć. A przeto wino dobrze sfermentowane bardzo trudno zmienia smak i nie podlega zepsuciu. Zapach ma przyjemny, moc już w sobie, a nie w smaku, dlatego pijącemu daje dobre samopoczucie i umacnia jego siły.
10. Młodzi miłośnicy mogą być porównani do młodego wina. Są to ci, którzy dopiero rozpoczynają służyć Bogu. Burzliwość wina ich miłości objawia się zbytnio na zewnątrz w zmysłach, gdyż męty słabych i niedoskonałych zmysłów nie opadły w nich jeszcze. Siła ich miłości leży w jej smaku zmysłowym, a i podnietą do wszelkich poczynań jest dla nich smak tej miłości. Na taką miłość nie należy zbytnio liczyć, dopóki nie opadną te fermenty i niedoskonałe smaki zmysłowości. Ta burzliwość i gorącość zmysłów może skłaniać dusze do dobrej i doskonałej miłości i być odpowiednim do niej środkiem, byle się oddzieliły męty jej niedoskonałości. Lecz bardzo łatwo może również w tych początkach i w odczuwalnej nowości braknąć wina miłości i zagubić się gorliwość i smak nowego. Ci początkujący w miłości doznają zawsze wielu udręczeń i utrudzeń zmysłowych miłości. Powinni zatem ograniczać picie tego młodego wina, gdyż jeśli zbyt wiele zaczną działać jak wino burzliwe, natura ich może się znużyć tą udręką i utrudzeniem miłości, to jest smakiem młodego wina. Jest ono bowiem, jak mówiliśmy, cierpkie i przykre, nie złagodzone jeszcze dostałością, w której się kończą te udręki miłości.
Weterani miłości, wyćwiczeni już i wypróbowani w służbie Oblubieńca, są jak stare wino. Męty w nich są już ustane, nie podlegają więc ni burzliwości zmysłów, ni żadnym zewnętrznym zapałom namiętnym i ognistym, lecz kosztują słodyczy wina miłości już dojrzałego w samej jego istocie. Miłość ich nie opiera się na smakach zmysłowych, jak miłość młodych, lecz kosztują jej w samej głębi duszy, w słodyczy duchowej i w prawdzie czynów. Weterani miłości nie opierają się na smakach i zapałach zmysłowych i nie pragną ich, a tym samym nie odczuwają zniechęceń i utrudzeń. Kto bowiem idzie za pożądaniem uczuć zmysłowych, tym samym musi odczuwać w zmysłach w duchu udręki i niesmak.
Weterani miłości nie doświadczają już słodyczy duchowej mającej swój korzeń w zmysłach, a przeto nie odczuwają w tychże zmysłach ani w duchu udręki ani udręk miłosnych. I tacy miłośnicy chyba cudem tylko sprzeniewierzyliby się Bogu, wznieśli się już bowiem ponad to, co jest źródłem błędów, tzn. ponad zmysłowość. Wino ich miłości nie tylko jest wolne od mętów i ustałe, lecz jest «przyprawione» różnymi rodzajami cnót doskonałych. Cnoty te, jak mówiliśmy, nie dopuszczają zepsucia, które nastąpić może tylko w młodym winie.
Taki stary przyjaciel ma wielką wartość w oczach Boga i o nim mówi Eklezjastyk: «Nie opuszczaj starego przyjaciela, bo nowy nie będzie doń podobny” (9,14). Tym to winem miłości, wypróbowanym i przyprawionym, upaja Boski Umiłowany duszę w owym boskim upojeniu, o jakim mówiliśmy. I pod jego to wpływem dusza rozlewa przed Bogiem słodkie i miłe zapachy.”[2]
Po takie wino dla Pana Wincenty zstępować pragnie, schodząc w głąb po stopniach, by znaleźć się „w winnej piwnicy głębinie” (Pnp. 2,4). Jednak nic z tego. Odmowa Ministra Generalnego przesądza o życiu człowieka. Na takie wino trzeba mocnej, starej kadzi Zakonu, co to wie, jak moszcz pracuje, hucząc miarowo. I szlachetnej winorośli, Boże broń przenigdy jagód dzikiej winorośli. Ogrodnik wielokrotnie przegląda i odcina dziczki winnej latorośli, bez litości pali młót na stosie. Krzew „przepaca się”, niby-łzawiąc swoje pędy, ale tylko taka… miłość .... będzie słodka.
Nieprzytomne przyjmowanie. Milczenie. Rozdzieranie istoty. Gorycz najbardziej gorzka. Drze się wciąż głębiej Rana Miłości - bez nadziei na uleczenie. Szarpie się w głąb. Brak inkarnacji do Zakonu Serafickiego stawia straszliwe pytanie: o wieczne skutki już tu poznanej niemożności. Nie jest obojętne, jako kto przeżyje życie doczesne. Jako Brat Mniejszy, czy jako Laik. Jakie życie, taka Wieczność. Że wszystko to przecież to samo? To nieprawda. Nie ma takiej eschatologii. To jest nieskończona utrata, na wieki. Wieczność. To nie będzie do nadrobienia. Dziki krzew pozostanie na zawsze dzikim krzewem. W Wieczności są nieprzeliczone, … nieskończone stopnie dóbr, zasług i hierarchii. Nie jest tym samym, przeżyć tę chwilę dobrze, co przeżyć źle, bo ta chwila i ta chwila, i każda następna chwila ma swoje miejsce w Wieczności. Ojciec Przedwieczny przyjmie tam, aż tam … gdzie Serafów jaśnieje chór … tylko tych, w których znajdzie prawdziwe podobieństwo do Syna Swego Jednorodzonego.
Przyjmie tylko Żywe Ikony. Santa Veronica Giuliani - prega per noi!
Padre Francesco, aiutami! Jakżeś Ty Ojcze pokutował! Veramente! Straszliwie zmarznięty w Rivotorto. Zupełnie omdlały z głodu. Z głodu! Ojcze, oślepły od płaczu, kiedy oczy przepalała Ci sól z własnych łez wytoczona.
Bez podobieństwa - nie przyjmie Ojciec Niebieski tam…! … tam! – Wincenty wklejony w Hostię Przenajświętszą …. Oto najbliższy Tobie Panie Jezu Chryste Serafów Chór! - … tylko tym wiecznie pobłogosławi Pan, od których poczuje zapach Syna Swego. Tu leje się Pańska Krew, której Cena jest Nieprzeliczona. Jeśli Ojciec Przedwieczny nie poczuje Zapachu Syna – nie uzna mnie. Nikt nie uiści Ceny za siebie należnej.
Panie: «Czy muszę zrezygnować z tego pragnienia? Czy wolno mi żywić to pragnienie? Czy Zakon zamknął swoją bramę przede mną na zawsze?»
Miłość Nieskończona stopniowo zdaje się udzielać odpowiedzi na to dramatyczne pytanie Wincentego. Z czasem, Wincenty pojmuje coraz lepiej, że Miłosierdzie Nieskończone zaprasza Go do odrzucenia ducha przeciwnego Nieskończonej Miłości: «Z niczego nie musisz rezygnować. Zostaw Mnie Samemu wypełnienie wszystkiego we wszystkim» (1 Kor. 15, 28).
Poznając Wszechpotęgę Boga, Wincenty ogarnięty płomieniem Miłości Nieskończonej woła: «Bóg mój i wszystko!» Pojmuje jasno, że Ten, który Jest Wszystkim we wszystkich, nie pozbawia Go Siebie Samego, czyli Pełni Wszystkiego we wszystkim, a to oznacza między innymi udział we wspólnocie i dobrach duchowych nie tylko Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, lecz wszystkich Zakonów, które były, są i będą. Nie na podstawie pustosłowia jednak, ale na podstawie świętych czynów doskonałości chrześcijańskiej:
„Jeszcze w lat kilka po dokonanym wyborze drogi powołania, napisze Pallotti te słowa: „Żywię gorące pragnienie pozostawania w Zakonie, gdzie mógłbym dążyć ku coraz większej doskonałości. Wydaje się jednak, że Pan powołał mnie do życia wśród świata; dlatego postanawiam czynić to wszystko, co czyniłbym nie tylko w najświętszej społeczności zakonnej – zakładam przy tym, iż czyniłbym wielkie rzeczy na chwałę Boga – lecz co czyniłbym również, gdybym żył we wszystkich zakonach życiem nieskończonej doskonałości i co czyniłyby wszystkie stworzenia umieszczone we wszystkich istniejących, i możliwych zakonach, i służące Bogu z nieskończoną doskonałością, i gdyby wszystkie te stworzenia w każdym momencie nieskończenie małym składały Panu najdoskonalszą ofiarę z siebie samych, jaką tylko można sobie wyobrazić oraz napełnione były stale nieskończoną gorliwością ślubów zakonnych. Dalej – pragnę ofiarować Panu siebie samego, a szczególnie wszystkie moje pragnienia, jak gdybym w każdym nieskończenie małym momencie składał śluby zakonne. Przy tym jednoczę się najściślej z wolą Boga, który powołał mnie na ten świat. Następnie wzywam wszystkie stworzenia, aby podziwiały Nieskończoną Dobroć Boga względem mnie, grzesznika, jako że Ojciec Niebieski współczuł mojej nędzy i nie przeznaczył mię do służby pośród surowych utrapień, lecz powołał do stanu, w którym cała moja nędza i ułomność nie zostaną zdruzgotane i narażone na ucisk”. [3]
Przyjęcie Woli Boga dokonało w Nim ukrzyżowania woli.
Ukrzyżowanie to znamionowały niezwykle bolesne porywy, które czyniły Go zupełnie podobnym do Zbawiciela, wspinającego się wzwyż w Agonii od podstawy Przebitych Stóp, by zaczerpnąć powietrza. Oto śmierć Pana – śmierć przez uduszenie. Wyrokiem Opatrzności w takiej agonii konała wola Wincentego.
W Zakonie Serafickim z umiłowania pozostała niemała część Jego serca. Tu, w kapucyńskim kościele Santa Maria della Concezione znalazł miejsce wiecznego spoczynku Jego ukochany, najmłodszy brat Franciszek, także kandydat do Zakonu Serafickiego i ukochana Matka.
Decyzja o wyborze drogi kapłaństwa świeckiego była jednoznaczna. Kiedy Kościół Święty potwierdził ten Wybór Boga udzieleniem Mu święceń prezbiteratu - Ksiądz Wincenty Pallotti uzyskał pewność, wkraczając w szeregi duchowieństwa świeckiego. „Ten, który nie jest” został wyświęcony na koszt rodziny Pallottich, ponieważ stan Jego zdrowia nie rokował pozytywnie, że podoła trudom kapłaństwa bez obciążania materialnego diecezji. To drugi stopień, po którym wypadło Wincentemu przez uniżenie syna w Synu, schodzić w dół po stopniach do sadzawki chrzcielnej.
Kruchość cielesna, wysoki stopień delikatności organicznej – a przez to i wewnętrznej - dowodziły przeznaczenia ks. Pallottiego do nad wyraz subtelnego przeżywania Miłości i modlitwy głębokiego przebłagania.
Ta modlitwa, to modlitwa Chrystusa Pana w Getsemani (J. 17),
to modlitwa Ojca Franciszka Serafickiego[4]. Takimi łzami zalane było Najświętsze Oblicze Chrystusa Pana w Ogrójcu (Tłoczni Oliwy), kiedy Serce Pana konało w Męce.
Takimi łzami zlane było Oblicze Patriarchy Franciszka, kiedy ze ślepych oczu, wytrawionych solą - lały się bez końca strumienie łez.
„Strumienie łez płyną z moich oczu, bo nie zachowano Twego Prawa, Panie” (Ps. 119,136). Palący ból w całej osobie, istny pożar bytu, wchłoniętego przez Miłość. Totalny ciężar znieważonego Majestatu Boga. Kto może udźwignąć ten ciężar? Kto pojmie ten rodzaj Męki? Kto przebłaga tak straszliwie znieważony Majestat? Przyjmie ten krzyż modlitwy głębokiego przebłagania tylko ten, komu Sam Pan Miłosiernie ten krzyż na plecy włoży. Nikt sam się na to nie poważy. „Kto z nas wytrzyma przy trawiącym Ogniu? Kto z nas wytrwa wobec wieczystych płomieni?” (Iz. 33, 14 in fine) „Miłość wszystko przetrzyma” (1 Kor. 13, 7 in fine). Ona jedna. Miłość Boża poszuka serca człowieka miłosiernego, które dobrowolnie wyda się na okup za wielu, „aby w ciele swoim dopełniać braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24).
Ta Miłość odnalazła Wincentego, który odrzucony przez wszystkich - nie był za słaby do podniesienia tego zrzuconego na ziemię krzyża. Krzyża, który innym nazbyt ciążył.
† Osculum pacis
[1] Rozróżnienie części duszy na: „wyższą” i „niższą” ma swój początek w filozofii Platona. Po szkole Aleksandryjskiej i Orygenesie przyjęło tę naukę wielu Ojców Kościoła i niemal wszyscy mistycy, gdyż za pomocą tej formuły można wyjaśnić złożone stany wewnętrzne. I tak przykładowo: św. bp Franciszek Salezy posługuje się tym określeniem w „Teotymie, Traktacie o Miłości Bożej” i w „Rozmowach duchowych”; a św. Teresa od Jezusa w „Twierdzy wewnętrznej” (mieszkanie VII, roz. 1). Często używa tych odniesień św. Jan od Krzyża w „Drodze na Górę Karmel” i w obu edycjach „Pieśni duchowej”. Części wyższej, którą nazywa: „espíritu” - przypisuje wszystkie najwyższe czynności duszy, tj. kontaktowanie się z Bogiem, akty czystej miłości, kontemplację; część niższą [zmysłową] określa: „sentido”, ma ona więcej łączności z ciałem, do niej należą te czynności, które są połączone ze zmysłami wewnętrznymi, np. rozmyślanie, zanim się dojdzie do kontemplacji („Droga na Górę Karmel”, ks. II, Roz. 11)
[2] w: Św. Jan od Krzyża, „Dzieła. Pieśń duchowa”, strofa 25, 7-11, wyd. V poprawione, 1995 Wyd. OO. Karmelitów Bosych, Kraków, s. 644-647
[3] op.cit., s. 37
[4] za śp. o. Bogusławem Rosochackim OFMCap., na podstawie egzorty, wygłoszonej do Mniszek Klarysek Kapucynek
[3] op.cit., s. 37
[4] za śp. o. Bogusławem Rosochackim OFMCap., na podstawie egzorty, wygłoszonej do Mniszek Klarysek Kapucynek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.