czwartek, 12 lutego 2015







DLACZEGO MNICH?
[CZĘŚĆ CZTERNASTA]

Post św. Wincentego Pallottiego może być potraktowany tak, jak wyraża to poniższe zdanie: «W zastępstwie surowej reguły kapucyńskiej praktykował, podobnie jak tamci Bracia zakonni, trzykrotnie w roku post czterdziestodniowy, zaś w pozostałe dni roku jadał co dzień tak mało, że zdawał się pościć codziennie» (por. ks. Józef Frank S.A.C. «Wincenty Pallotti. Założyciel Dzieła Apostolstwa Katolickiego», wersja elektroniczna Bielsko-Biała 2006, tom. I, s. 41).  «Zrozumieliście to wszystko? (Mt. 1, 51)». 
Nie dziwimy się Wam. 
Rdzeń życia Wincentego Pallottiego jest taki: «doskonalej zachowywać Ewangelię Chrystusową», żeby «naśladować Chrystusa Pana jak najbardziej z bliska».
Wiecie już o tym, że św. Wincenty Pallotti od dziecka do końca życia chciał być Bratem Mniejszym Kapucynem. Dlaczego?  
Nie od kogo innego, ale od Braci Kapucynów mały Wincenty Alojzy Franciszek Pallotti «przyjął Słowo» i dlatego «dał posłuch Słowu Boga». Słowo było «głoszone tak, jak Kapucyni głoszą Słowo»: trzeba zachować Całą Ewangelię Świętą. Żyć dokładnie tak samo, jak żył Chrystus Pan, Jezus. Tylko to jedno zadanie człowieka na ziemi jest ważne. Nie można wejść na Górę Zbawienia o własnych siłach. Kto jest pewien siebie tak bardzo, że już nie potrzebuje innych, żeby mu nawzajem Świętą Ewangelię głosili; człowieka sobą w drodze do syta nacieszyli; wspólną radość po ludzku, jak ludzie dzielili; z błędów poprawiali; w trudach wspierali; od nieszczęść ratowali; w razie upadku, ciągnąc uczciwie za pleciony sznur do pionu co prędzej stawiali; a na ostatek po katolicku pochowali? Czy Sam Pan, choć był Jednorodzonym Synem Ojca i Nieskalanej Matki Maryi «Pięknej Owieczki» żył na tym świecie, jak jakiś «Sobiepan»? Ojciec Niebieski Jednorodzonemu Synowi Swojemu tego jednego, co jest «Braterstwem» (Fraternitas), nie odmówił i «dał Braci», dlatego św. Wincenty Pallotti - Braci zawsze chciał mieć.                                                                                              
U «Mniejszych»: «Brat Bratu głosi Ewangelię». Bo jest tak: „wiara powstaje ze słuchania, a tym co się słyszy jest Słowo Boga» (Rz. 10,17). Bez «słuchania Słowa», wierzyć nie będziesz. Żeby Słowo słyszeć, a potem Słowa słuchać - nie możesz żyć sam. Patrz na ten kwiat, co dziki rośnie na odludziu. Nie znał wcale nożyc ogrodnika. «Dziczek» nikt na nim nigdy nie obcinał. Silny jest w łodydze, a wybujały nad miarę. Zewsząd brzmią mu «pochwały o wyjątkowości, która jest nazbyt cenna i nie znosi inności». Myśli już z nawyku, że szczególnie piękny, lecz na zawsze rozrosłym chwastem pozostanie, którego pełen jadu korzeń i po stu latach ziemię na polu kaleczyć będzie.                                                                
Cencetto (Wicuś) jeszcze jako dziecko, słyszał u Braci Kapucynów z kościoła p.w. Santa Maria della Concezione, przy Via Veneto w Rzymie, że św. Ojciec Franciszek dlatego pospolicie nazywany jest przez lud: «Serafickim», bo na «Świętej Górze la Verna» w prowincji Arezzo oczami ciała swego widział «Pana Serafickiego» i na tej Górze Pan dał Mu Pięć Żywych Znamion Swojej Bolesnej Męki.


Góra ta - w Polsce mówimy: «Alwernia» - została podarowana św. Ojcu  Franciszkowi i Jego «Pierwszym Braciom» dnia 8 maja Roku Pańskiego 1213 przez hrabiego Orlando Catani z Chiusi. W sierpniu Roku Pańskiego 1224, na dwa lata przed chwalebną śmiercią «Biedaczyna» (Poverello) po to udał się na Alwernię, żeby móc tu, «w ukryciu odprawić czterdziestodniowy post ku czci św. Michała Archanioła». Tu dopadł Go Pan. Zaszczycił tą wzniosłą łaską. Stało się to niespodziewanie, w czasie tego postu, «koło święta Podwyższenia Krzyża Świętego, prawdopodobnie dnia 14 września; rano, podczas modlitwy na zboczu góry».  
Szczyt Alwerni liczy ok. 1283 m n.p.m., a samo «sanktuarium», gdzie  położone jest «święte ustronie», w którym Pan dokonał stygmatyzacji św. Ojca Franciszka Pięcioma Znamionami Bolesnej Męki, znajduje się poniżej na poziomie 1128 m n.p.m..


Tu: ««Pan Seraficki» dał się widzieć Ojcu Franciszkowi w postaci Sześcioskrzydłego Serafina (por. Iz. 6, 2) i wycisnął w «Biedaczynie»: «Pięć, Żywych, Krwawiących Znamion Męki Pana».                                                                                                                       
Nie po co innego Patriarcha Zakonu św. Ojciec Franciszek szedł na tę Górę, żeby tak, jak Pan na pustyni (Łk. 4) w ukryciu, w tym «świętym ustroniu», dać z siebie samego Ojcu Przedwiecznemu «ofiarę z ciała»; żeby tu na tej pustyni odbył się czterdzieści dni trwający Post, «Quaresima» na cześć św. Archanioła Bożego Michała.  A to, czego dokonał w Nim Sam Bóg - stało się nagle. Jego udział był żaden. Z Franciszka, była tylko najczystsza miłość do Pana i ten post.   
Brat Tomasz z Celano tak o «tym poście świętomichalskim» Patriarchy pisze: 
«197. Z największym afektem czcił aniołów, którzy stoją przy nas w walce i którzy razem z nami przebywają pośród „cienia śmierci.” Mawiał, że wszędzie trzeba czcić tak dostojnych towarzyszy, a niemniej wzywać ich jako stróżów. Uczył, że nie można obrażać ich oblicza, ani przedsiębrać wobec nich czegoś, co nie uchodziłoby wobec ludzi. A że chórowo odmawia się Psałterz w „obliczu aniołów” (por. Ps. 137, 4), przeto chciał, żeby wszyscy; którzy mogą, zbierali się w kaplicy i tam  m ą d r z e   o d p r a w i a l i   p s a l m y” (Ps. 46,8). Często mawiał, że najwspanialej trzeba czcić świętego Michała, jako że pełni On urząd przedstawiania Bogu dusz ludzkich.  
Ku czci świętego Michała bardzo pobożnie pościł przez czterdzieści dni od święta Wniebowzięcia N.M.P do święta ku Jego pamięci (29 września). Mawiał bowiem: „Każdy powinien złożyć Panu Bogu odrobinę chwały i szczególnego daru ze względu na tak wielkiego Księcia» (por. św. Tomasz z Celano. «Życiorys drugi św. Ojca Franciszka». w: «Wczesne Źródła Franciszkańskie» tom I, Warszawa 1981, Akademia Teologii Katolickiej pod red. O. Alojzego Kafla OFMCap..)
Bracia Kapucyni przepowiedzieli małemu Wincentemu wszystko, co potrzebne jest «młodziankowi do wejścia i przejścia przez «Świętą Bramę Zakonu Serafickiego»», to jest że św. Michał Archanioł, który jest «Prawym Sługą Boga», wypróbowanym w «próbie-pokusie», gdyż w czasie «buntu aniołów», zwyciężył pychę Lucyfera -  jest odtąd: «Odźwiernym Zakonu Serafickiego». Dlaczego?

                                     
Sędziwy kapłan rzymski Don Vincenzo Pallotta po tylu ciężkich jak ołów latach, do kresu swojego ziemskiego życia, ciągle do «tego punktu» wracał. 
«Superbia perfecta» to «pycha doskonała» - zawsze rodzi «potwora rozłamu». «Jedność» (J. 17) jest przeczystym «wypływem Chwały Najwyższego». Na ziemi Jej zabójcą jest «rozłam», który «rodzi się z pychy. Pycha karmi się miłością własną».                           
Franciszek szedł na Górę «La Verna» błagać Pana za Zakon. Zakon był od początku «Jeden, jak jest Jeden Bóg». Lecz stało się… Płakał Francesco, jęczał przed Panem – błagał Pana za Zakon i za Kościół Cały. Jak Pan leżał w Ogrójcu (J. 17), jak Patriarcha Mojżesz błagając za Izraelem Bożym, «leżał przed Panem» (Pwt. 9, 18), tak leżał i On Abbate Vincenzo Pallotta, i cierpiał najboleśniej. 
Aby zrozumieli… pojęli… «aby byli jedno, jak Ty, Ojcze we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał» (J. 17, 21).                                
Ojcowie Kościoła mówią o Złym, kłamcy od początku, siewcy rozłamu i zabójcy: «Byłeś odbiciem doskonałości, pełen mądrości i niezrównanie piękny. Mieszkałeś w Edenie, ogrodzie Bożym; okrywały cię wszelkiego rodzaju szlachetne kamienie (...). Jako wielkiego cheruba opiekunem ustanowiłem cię na świętej Górze Bożej, chadzałeś pośród błyszczących kamieni. Byłeś doskonały w postępowaniu swoim od dni twego stworzenia, aż znalazła się w tobie nieprawość. Pod wpływem rozkwitu twego handlu wnętrze twoje napełniło się uciskiem i zgrzeszyłeś, wobec czego zrzuciłem cię z Góry Bożej i jako cherub opiekun zniknąłeś spośród błyszczących kamieni. Serce twoje stało się wyniosłe z powodu twej piękności, zanikła twoja przezorność z powodu twego blasku (...)» (Ez 28, 12-19).                                                             
Według św. Augustyna winą Szatana i innych zbuntowanych aniołów było «nieuporządkowane upodobanie we własnej doskonałości». Orygenes, św. Tomasz z Akwinu, Jan Duns Szkot i inni teolodzy wskazywali na «miłość własną» jako powód odwrócenia się Szatana od Miłości, od Boga. Najpotężniejszy z aniołów, zafascynowany swoją duchową naturą i autonomią, zerwał jedność z Bogiem i pozbawiał się źródła istnienia i szczęścia. Akwinata napisał, że chciał osiągnąć szczęście bez Boga. 
«Śmierć weszła na świat przez zawiść Diabła» (Mdr 2, 23-24). «Bunt aniołów» nastąpił z powodu «stworzenia człowieka».
Ojcowie Kościoła: św. Justyn, Tertulian, św. Cyprian, św. Ireneusz, św. Grzegorz z Nysy, św. Ambroży twierdzili, że niektórzy aniołowie nie mogli znieść tego, że «w planie Bożym człowiek, stworzenie znacznie od nich niższe, bo połączone z materią, został obdarzony podobieństwem do Boga, władzą nad innymi stworzeniami i płodnością». Zachłanna, egoistyczna zazdrość o miłość Boga, wykluczająca możliwość dzielenia się Nią, dążenie do autonomicznego pozostawania na szczycie hierarchii stworzeń – była prawdopodobną przyczyną upadku Szatana, bytu duchowego, nie mogącego znieść tego, że Bóg afirmuje człowieka, istotę ulepioną z błota. To dlatego Szatan stanął na czele reszty buntowników.   
Żydowskie «Apokryfy» opisują, jak to «Szatan odmówił Bogu posłuszeństwa i nie złożył pokłonu przed człowiekiem jako obrazem Boga»: «Nie będę kłaniał się temu, który stał się później ode mnie, gdyż Ja Jestem wcześniej. Dlaczego miałbym kłaniać się jemu? Także inni aniołowie, którzy byli ze Mną posłyszeli to. Moje słowa spodobały się im i nie złożyli ci, Adamie, pokłonu. Wówczas Bóg rozgniewał się na mnie i rozkazał wypędzić Nas z naszego mieszkania i strącić na ziemię Mnie i Moich aniołów, zgodnych ze Mną (Pokuta Adama)».     
Aniołowie zostali postawieni przed wyborem: czy chcesz służyć Bogu, który kocha ludzi i wymaga służby także względem człowieka. Szatańskie „Non serviam!” (Nie będę służyć!) oznacza w tym sensie: „jako duch czysty nie będę służyć tak obrzydliwemu człowiekowi!”, co w konsekwencji oznaczało przede wszystkim «odmówienie posłuszeństwa Bogu».    
Tradycja chrześcijańska wskazuje na jeszcze głębsze przyczyny buntu aniołów, a mianowicie:  sprzeciw Szatana wobec wywyższenia człowieka poprzez Wcielenie, i  dalej: powołanie człowieka do Zbawienia, Przebóstwienia, Współuczestnictwa i Zjednoczenia Przemieniającego. «Tajemnica Wcielenia» miała zostać objawiona aniołom już u zarania dziejów. Zdaniem św. Jana Dunsa Szkota: «upadek Szatana nastąpił bezpośrednio po stworzeniu człowieka i po zapowiedzi, że Przedwieczne Słowo stanie się Ciałem». Przyczyną buntu aniołów był ukazany im przez Boga plan Wcielenia Syna Bożego, który wstrząsnął do głębi światem istot duchowych. Skonfrontowani z tak niezwykłym wywyższeniem człowieka, aniołowie zostali zarazem «poddani próbie wierności» («PRÓBA – POKUSA»), z której nie wszyscy wyszli zwycięsko. To właśnie przyszłe pojawienie się Boga w ludzkim ciele wywołać miało tak radykalny sprzeciw części aniołów, którzy poczuli się tym upokorzeni i nie mogli pogodzić się z faktem, że w Osobie Chrystusa Pana natura Boga połączy się z naturą człowieka. Stosunek do Tajemnicy Wcielenia według niektórych teologów zdefiniował i zdeterminował dalsze istnienie oraz przeznaczenie aniołów. Co do tego Maria z Agredy pozostawiła następującą relację: «Najpierw aniołowie poznali naturę Boga, jako Jedynego w Swej Istocie, a Troistego w Osobach; zarazem otrzymali nakaz, aby oddali hołd Boski i uwielbienie Bogu, jako Samemu Stwórcy i Panu Najwyższemu, który jest Nieskończony w Swej Istocie i w Swych Doskonałościach. Temu nakazowi poddali się wszyscy posłusznie. (...) Następnie Bóg objawił aniołom, że chce stworzyć naturę ludzką, tj. obdarzone rozumem stworzenia niższego rzędu, aby i one miłowały, i czciły Boga jako swego Stwórcę i odwieczne Dobro, oraz żeby się Go bały. Oznajmił także, że obdarzy tę naturę ludzką wielkimi łaskami oraz że Druga Osoba Trójcy Przenajświętszej Sama przyjmie tę naturę i zjednoczy ją osobiście z Bóstwem. Aniołowie będą musieli tę Osobę, to jest Tego Boga-Człowieka, nie tylko jako Boga, ale i jako człowieka uznać za Swoją Głowę i oddawać Mu cześć pokorną i hołd Boski (...) Aniołowie święci i posłuszni poddali się wszyscy temu rozkazowi i okazywali całą siłę swej woli i, w pokorze miłością pałającego serca, najzupełniejsze posłuszeństwo. Natomiast Lucyfer, powodowany pychą i zazdrością, sprzeciwił się i wezwał aniołów, którzy za nim poszli, aby uczynili tak samo. Tak też rzeczywiście uczynili, połączyli się z nim i odmówili Bogu posłuszeństwa (...). Tak więc zazdrość, duma i niecne pożądliwości stały się przyczyną, dla której dżuma grzechu zaraziła niezliczoną liczbę aniołów» („Mistyczne Miasto Boże czyli żywot Matki Boskiej - według doznanych objawień napisała Maria z Agredy”, Michalineum: Warszawa-Struga 1993).   
W okresie patrystycznym przywódca zbuntowanych aniołów, nazwany został przez Ojców Kościoła Lucyferem (Nosicielem światła). Inspiracją był tekst z Księgi Izajasza, będący najprawdopodobniej satyrą na władcę babilońskiego, którego pycha zaowocowała złudnym przeświadczeniem, że może być większy od Boga. Izajasz ironicznie porównał pysznego króla do planety Wenus, czyli gwiazdy zarannej, ponieważ jej zniknięcie w blasku poranka uznał za dosadną metaforę nieuchronnego upadku Babilonu. Izajasz zadał upadłemu królowi pytanie:    «Jakże to spadłeś z niebios, jaśniejący synu Jutrzenki?. Jakże runąłeś na ziemię, ty, który podbijałeś narody? Ty, który mówiłeś w swym sercu: Wstąpię na niebiosa; powyżej gwiazd Bożych postawię mój tron. Zasiądę na Górze Obrad, na krańcach północy. Wstąpię na szczyty obłoków, podobny będę do Najwyższego. Jak to? Strąconyś do Szeolu, na samo dno Otchłani!» (Iz. 14, 12-15). Św. Hieronim, przekładając Biblię na język łaciński, oddał hebrajski zwrot helel ben Szachar (jaśniejący syn Jutrzenki) słowem: Lucifer (Niosący światło od łac. lux – światło; ferre - nieść). Pisarze wczesnochrześcijańscy widzieli w satyrze Izajasza aluzję do upadku Szatana (Orygenes, Homiliae in Ezecielem 13, 2; św. Hieronim, In Isaiam 14, 12, Epistolae XXIII, 4; Euzebiusz z Cezarei, Demonstratio evangelica 4, 9; św. Augustyn, De Genesi ad litteram 24, 31 Grzegorz I Wielki, Moralia 4, 13; Tertulian, Adversus Marcionem II, 10). Stąd z upływem czasu imię: „Lucyfer” zaczęło pełnić funkcję imienia «przywódcy buntu aniołów», lecz z uwagi na skutek właściwsze byłoby określenie «upadłego»: „Lucyper” .    
Pan mówi:  «Komu chcesz służyć?!»…
«I nastąpiła walka na niebie: Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem. I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie, ale nie przemógł i już się miejsce dla nich nie znalazło. I został strącony wielki Smok, Wąż starodawny, który zwie się diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię, został strącony na ziemię, a za nim strąceni zostali jego aniołowie. I usłyszałem donośny głos mówiący w niebie:  Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego Pomazańca, bo oskarżyciel braci naszych został strącony, ten, co dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem naszym» (Ap. 12, 7-10).
Tylko: «MikaEl». Któż jak Bóg!
Bóg Sam.                 
Jeszcze pobladłymi z zimna, zsiniałymi wargami Abbate Pallotti wyszeptał Antyfonę  «Officium Passionis»: «Święta Maryjo, Dziewico, wśród niewiast na świecie nie urodziła się podobna Tobie, Córko i Służebnico Najwyższego Króla, Ojca Niebieskiego, Matko Najświętszego Pana naszego Jezusa Chrystusa, Oblubienico Ducha Świętego: módl się za nami wraz ze świętym Michałem Archaniołem i wszystkimi mocami nieba, i wszystkimi świętymi do Twego Najświętszego, Umiłowanego Syna, Pana i Mistrza. Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu. Jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.».                          
Byłem chłopcem, kiedy Przewielebni Bracia Kapucyni opowiedzieli mi całe życie Błogosławionego Ojca Franciszka. Dzięki Nim jako   «Mały» dowiedziałem się, że Celańczyk napisał: «ponad wszystkie inne znaki, najbardziej miłym był Ojcu «Znak TAU», za pomocą którego podpisywał listy i wszędzie rysował na ścianach cel» i to że św. Bonawentura zapisał, że «Mąż Boży, Znak Ten otaczał szczególną czcią, często mówił o Nim w swoich przemówieniach, wykonywał Go na początku swoich zajęć i własnoręcznie podpisywał Tym Znakiem listy, które wysyłał z miłości, jak gdyby całą Jego troską było – według wyrażenia Proroka (Ez. 9, 4) nakreślić «Znak TAU» na czołach ludzi płaczących i bolejących, a autentycznie nawróconych do Jezusa Chrystusa».


Opowiedzieli mi jako chłopcu, jako pewnego razu, kiedy «Owieczka Boża, Brat Leon» był  w «wielkim smutku i zmęczony na duchu ciężką pokusą nad miarę», Błogosławiony Ojciec  Franciszek pozostawił Mu «serdeczną relikwię»: «Błogosławieństwo Aarona z Księgi Liczb» (6, 24-26), Chwalbę Boga: «Ty jesteś Najwyższy», a na koniec: Skrwawioną Ręką skreślił na tej karcie «Znak TAU», który starożytnym zwyczajem - przeprowadził wprost - w imię Brata Leona. Bo Imię człowieka - znaczy człowieka. Kartę  «Błogosławieństwa» Franciszek oddał Bratu Leonowi - Bratu «TAU» .  

                                                                                                   
Tak mówili Bracia Wincentemu, jak Patriarcha Zakonu Franciszek, «czyniąc pokutę po swym chwalebnym nawróceniu» zamarzał z głodu w Rivotorto, i jak tam za siebie, i za Cały Zakon Seraficki «święcie pokutował»

«Reverendi Frati Cappuccini» rozprawiali głośno przy chłopaku Vincenzo «O Postach Trzech», które św. Ojciec Franciszek każdego roku «znosił był jedynie przez wzgląd na Chwałę Pana», tak że «potrójny był Post św. Ojca Franciszka», który pościł po czterdzieści (40) dni:
po pierwsze: dla uczczenia Narodzenia Dziecięcia Jezus; 
po drugie: dla uczczenia św. Archanioła Michała, którego Imię: «Któż jak Bóg» (Mi-ka-el),  zawiera: «El» - Imię Boga Samego w sobie 
po trzecie: na cześć Chwalebnej Męki Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Pełnego Chwały Jego Zmartwychwstania, co czynić mają pokornie wszyscy chrześcijanie.  
Nigdy jednak Ojciec Franciszek nie pozwalał, żeby poszczono w «Dzień Pański», bo «Dzień Ten postu nie przyjmuje», u wszystkich stworzeń wielką radość ma głosić, a post w «Dzień Pański» byłby wprost zniewagą Bogu czynioną. 
Jak Brat Tomasz z Celano podaje - Franciszek: 
«199 przed wszystkimi innymi uroczystościami z niewysłowionym zapałem obchodził Narodzenie Dziecięcia Jezus. Twierdził, że jest te święto nad świętami, bo wtedy Bóg, stawszy się Dziecięciem, zawisł u piersi ludzkich. Obrazy owych niemowlęcych członków całował zgłodniałą myślą, a współczucie z Dzieciątkiem, rozlane w Jego sercu, kazało Mu słodko szczebiotać, jak to czynią małe dzieci. To Imię w Jego ustach było słodkie jak miód.
Gdy rozprawiano o wstrzemięźliwości od potraw mięsnych w Boże Narodzenie, ponieważ wypadł właśnie w piątek (dies Veneris), odpowiedział Bratu Morico, mówiąc: „Bracie, grzeszysz nazywając piątkiem (diem Veneris) dzień, w którym narodził się Jezus Dziecię. Chcę, żeby w tak wielkim dniu nawet ściany jadły mięso, a skoro nie potrafią, to przynajmniej z wierzchu trzeba je nim natrzeć!”
200. Chciał, aby w tym dniu bogaci karmili do syta ubogich i głodnych, a wołom i osłom, by dawano więcej obroku i siana, niż zwykle. Mówił: „Gdy kiedyś będę rozmawiał z cesarzem, to poproszę go o wydanie powszechnej ustawy, by w dniu tak wielkiej uroczystości wszyscy, którzy mogą; rozrzucali po drogach ziarno i zboże dla nakarmienia ptasząt, a zwłaszcza braci skowronków.” Ze łzami wspominał nędzę, jaka w ten dzień otaczała Biedniutką Dziewicę Maryję. Pewnego dnia, kiedy siedział przy obiedzie, jeden z Braci wspomniał o Ubóstwie Błogosławionej Dziewicy i napomknął o Niedostatku Chrystusa, Jej Syna. Franciszek natychmiast zerwał się od stołu, wybuchnął bolesnym szlochem i zalany łzami resztę swego chleba zjadł na gołej ziemi. Stąd to królewską nazywał tę cnotę, co tak znamienicie zajaśniała u Króla i Królowej. 
A gdy w toku obrad Bracia zapytywali Go, jaka cnota najbardziej przyczyniła się do przyjaźni z Chrystusem, odpowiedział tak, jakby otwierał tajemnicę swego serca: „Dzieci, wiedzcie, że UBÓSTWO jest SZCZEGÓLNĄ DROGĄ DO ZBAWIENIA; Jego owoc jest obfity, a tylko nielicznym znany w całej pełni».
Bracia Kapucyni pokazali chłopcu, jak ze czcią wielbić Pięć Ran Chrystusowych, jak rozmyślać o Męce Pana na «Koronie Pięciu Ran Pańskich»,


którą odmawiali w chórze śladem św. Matki Klary, «roślinki św. Ojca Franciszka» i tak to dali temu pobożnemu dziecku wprost do serca płynącą pobudkę, aby tak, jak Oni: «jęczał, płakał i pościł przed Panem». Tu ks. Józef Frank S.A.C. o tym czasie życia Założyciela zanotował: «Jedzenie, jakie sobie zabierał do pokoju, było nadzwyczaj proste. Składały się na nie najczęściej: jarzyny, potrawa mączna, kawałek ryby – tuńczyk lub sztokfisz. Razu pewnego rodzice zaprosili Go, aby spożył z Nimi obiad. Ku wielkiej radości rodziców Wincenty, zastosował się do Ich życzenia i przyszedł do wspólnego stołu. Ojciec zauważył jednak, że Wincenty nic nie je, zapytał więc: „Nie jesz?” Na to Wincenty odrzekł: „Zadowoliłem Was, a zatem i Wy mnie ukontentujcie!” Po czym wziął mały kawałek chleba i dwie sardele. To był Jego cały obiad.    
Jego wstrzemięźliwość w posiłkach zauważył również hrabia Alcyd Plebani, kiedy w latach trzydziestych zaproszony został na obiad do domu Pallottich. Wincenty zjadł wówczas trochę jarzyn, kawałek ryby i pożegnał się niebawem. Uwagę hrabiego zwróciła wielka powściągliwość w zachowaniu się Błogosławionego, co mogło mieć swoją przyczynę w tym, iż Wincenty odprawiał wtedy duchowe rozmyślania wyznaczone na czas swoich posiłków.
Wincenty nigdy nie jadłby śniadania, gdyby Go ojciec do tego nie nakłonił. Matka zastawiała zwykle dla Niego kawę na ogniu. Razu pewnego zamiast kawy postawiono omyłkowo naczynie z wodą, w której gotowane były kasztany. Wincenty wypił wodę, nie dając po sobie poznać niczego. Gdy matka zauważyła omyłkę, podbiegła do Niego i podała mu właściwą kawę. Ale Wincenty powiedział: „Dobrze i tak, dobrze i tak” i nie wypił już kawy.        Aby spożywanym potrawom odebrać smak, wsypywał do nich proszek wermutu, który nosił w tym celu przy sobie w pudełeczku. Na pytanie dlaczego to robi, odpowiadał, iż to właśnie potrzebne jest mu do zdrowia. Do tego dochodziły jeszcze długotrwałe posty, których zwykłą normę powiększał dobrowolnie» (op. cit., s. 115).                                                                 
Św. Franciszek Seraficki odtąd towarzyszy małemu Wincentemu i pokazuje, jak ma  «zbliżać się z miłością do Ukrzyżowanego» i «przeglądać w Panu jako w Lustrze».                       
«Patrz stale w To Jedyne Lustro, abyś się nie zaślepił sobą, człowieku!»                  
Bracia Kapucyni opowiadali chłopcu, że według «Traktatu o cudach św. Franciszka», spisanego przez Brata Tomasza z Celano, św. Ojciec Franciszek tonąc w kontemplacji «ujrzał w widzeniu, rozciągniętego nad sobą Serafina, wiszącego na Krzyżu, mającego sześć skrzydeł, za ręce i nogi przybitego do krzyża. Dwa skrzydła unosiły się Mu nad głową, dwa wyciągały do lotu, a dwa okrywały całe ciało. Widząc to, Franciszek zdumiał się gwałtownie, a gdy nie umiał wytłumaczyć, co by znaczyło to widzenie, wstąpiła Mu w serce radość pomieszana z żałością. Cieszył się z łaskawego wejrzenia, jakim Serafin patrzył na Niego, ale przybicie do Krzyża przeraziło Go. Natężył umysł, by pojąć, co mogłaby znaczyć ta wizja, i duch Jego silił się trwożnie nad jakimś jej zrozumieniem. Otóż, podczas gdy szukając wyjaśnienia na zewnątrz, poza sobą, nie znalazł rozwiązania, nagle objawiło Mu je w Nim samym odczucie bólu».     
Bracia mówili potem Wincentemu, że św. Bonawentura inaczej mówił o wpatrywaniu się przez «Biedaczynę» w «Pana Serafickiego». Bonawentura pisał «o szybkim zstępowaniu», «o  locie Serafina w kierunku św. Ojca Franciszka, na skrzydłach błyszczących, jakby z ognia». Bonawentura wspominał też «o tajemnej i poufnej rozmowie, która miała mieć miejsce między Franciszkiem a Serafinem». Obaj dziejopisarze nie mówili, że postać, którą ujrzał Franciszek była postacią Ukrzyżowanego Chrystusa Pana, ale wspominali tylko o Ukrzyżowanym Człowieku, zaznaczali Jego wybitne piękno. 
Najpiękniej chyba Brat Tomasz z Celano opisał moment stygmatyzacji w przebiegu wizji św. Ojca Franciszka: «Otóż, podczas gdy szukając wyjaśnienia na zewnątrz, poza sobą, nie znalazł rozwiązania, nagle objawiło Mu je w Nim samym odczucie bólu […] natychmiast bowiem na Jego rękach i nogach zaczęły jawić się znaki gwoździ, jak to na krótko przedtem widział u Męża Ukrzyżowanego, ponad sobą w powietrzu. Jego ręce i nogi wyglądały przebite gwoździami w samym środku; główki gwoździ były widoczne na wewnętrznej stronie rąk i na wierzchniej stronie nóg, a ich ostre końce były na stronie odwrotnej... Zaś prawy bok, jakby przebity lancą, miał na sobie czerwoną bliznę, która często broczyła i spryskiwała tunikę oraz spodnie Świętą Krwią». […] «Patrzyli na Błogosławione ciało zdobne stygmatami Chrystusa, mianowicie nie na przebicia gwoźdźmi na rękach i nogach, ale na same gwoździe mocą boską cudownie utworzone z Jego ciała, owszem wrośnięte w samoż ciało. Gdy się je nacisnęło z jednej strony, to natychmiast wychodziły po stronie przeciwnej jako tkanka ciągła». Św. Bonawentura do opisu Celańczyka dodał jeszcze dwa szczegóły: «Samo zaś zagięcie gwoździ pod stopami była tak sterczące i tak na zewnątrz wystające, że nie tylko nie pozwalało swobodnie stawiać stopy, ale nawet w otwór, gdzie było zagięcie można było włożyć palec ręki».      
Mały Wincenty zrozumiał to i po krótkim czasie już miał! Dlatego wiedzcie: zaniedbać i  nie uczyć rzetelnego rozmyślania o Najświętszym Człowieczeństwie od początku wstępnej formacji zakonnej – to wyrządzić człowiekowi krzywdę na całe życie zakonne. Zakonnikowi  potrzebny jest Jedynie Pan, bo On Jest «Jedynie Konieczny». Biada zakonnikowi, który jest głuchy na Słowo Boga i nie rozmyśla. Pallotti wiedział odtąd, że prawdziwie życie zakonne to jest «jedynie życie b o g o m y ś l n e», a nie skupione na własnej osobie i nie na dziwactwach tego świata. Vincenzo Pallotta dzięki Braciom Mniejszym Kapucynom, już jako malec, co jest modlitwą to chłonął, rozpływał się pod działaniem łaski, nieustannie smakował i płonął; ssał z piersi Patriarchy Serafickiego Ojca Franciszka, jak niemowlę spija słodkie i sycące mleko – bo od Tomasza z Celano – mały Cencetto: «to miał». «Kontemplacja wlana w duchu serafickim» była w dalszym ciągu prowadzona przez Pana w duchu, ścieżynami wydeptanymi przez św. Matkę Klarę, która nakazuje Serafinom Miłości Miłosiernej: kontemplatykom i kontemplatyczkom wpatrywać się nieustannie w Zwierciadło Ukrzyżowanego od Żłobu po Krzyż, po to aby przez łaskę i współpracę z łaską ustalić w ciele, duszy i duchu dzięki temu Mistycznemu Zwierciadłu Prawdziwe Podobieństwo do Syna Człowieczego.     
Patrz stale w To Jedyne Lustro.
«Czy chcesz być prawdziwa 
Patrz stale w To Jedyne Lustro.

†Osculum pacis



     
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.