sobota, 31 sierpnia 2013

KRÓTKA PAMIĘĆ REGUŁY:


ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU

I REKOLEKCJE ŚWIĘTE

 

[CZĘŚĆ SZÓSTA]

              

            Św. Wincenty Pallotti na początku omawianego dokumentu: „Dei SS. Ritiri delle Monache” wskazał Kongregacji Mniszek Pallotynek jako cel Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu, aby: „stamtąd [tj. z Sanctissimum] otrzymywać płomienie, które rozpalą Miłość Nieskończoną, które rozproszą się na cały świat”. 

            Nie chodzi nam o to, aby Czytelnicy koncentrowali się na zjawisku stygmatów Męki Pańskiej i stygmatyzacji, prezentowanej w opisie i obrazie. Co prawda Święty Założyciel Wincenty Pallotti  wielokrotnie i bardzo spokojnie powtarzał Panu akty ufności, wierząc, że nie będzie pozbawiony tej łaski, jednak Jego doświadczenie mistyczne przekracza poziom tego tylko dążenia. Przykładowym, w opisie pragnienia stygmatów Męki Pańskiej u Św. Wincentego, może być choćby to oświadczenie Pallottiego:    

            „[189] 3. Podczas mej choroby w Osimo trwającej od sierpnia przez wrzesień 1840 roku przypomniałem sobie, że mój bardzo ukochany Ojciec, św. Franciszek z Asyżu, na krótko przed swoją śmiercią usunął się na górę Alwernię, aby przez czerdziestodniowy post przygotowywać się do uroczystości Księcia zastępów niebieskich i najpotężniejszego Opiekuna Kościoła, świętego Michała Archanioła. Kiedy się zbliżał dzień wspomnianej uroczystości, w dniu Podwyższenia Św. Krzyża  został przez uskrzydlonego Serafina, mającego postać krucyfiksu, ozdobiony żywym pojawieniem się stygmatów świętych. 

          [189a] Na to wspomnienie i przez wzgląd na nieskończone miłosierdzie Ojca Niebieskiego - choć zasługuję na to, by mię Bóg opuścił i skazał na nieprzeliczone piekła - w mym biednym sercu zrodziła się jednak ufność żywa, ugruntowana i pewna, że Bóg patrzy na mą chorobę, jak bym przebył najsurowszą pokutę Wielkiego Postu. I aby zatriumfowało nade mną nieskończone Jego miłosierdzie, przez samoż to miłosierdzie, dla zasług Pana naszego Jezusa Chrystusa, dla zasług i wstawiennictwa Najśw. Maryi Panny, wszystkich aniołów i świętych, całego Kościoła Jezusa Chrystusa i wszystkich sprawiedliwych, jacy byli, są i będą, raczy mi udzielić na nowo w całej pełności - jeżeli już nie wraz z żywymi znamionami na ciele to przynajmniej na duszy - wszystkich cierpień znoszonych przez Pana naszego Jezusa Chrystusa w ciągu całego Jego życia.” [w: św. Wincenty Pallotti, Pisma dotyczące Jego duchowości, t. III, s. 238, wyb. i oprac. ks. Fr. Bogdan SAC]. Aczkolwiek samo pragnienie żywych znamion Męki Pańskiej na ciele pojawia się u Wincentego kilkakrotnie (m.in. oświadczenia,  opisane w: op. cit. ss.: 54, 216 i 227] - to istotą tu podejmowanej refleksji jest adoracja Pana i stopień skupienia w adoracji

          Aby tak, jak Św. Założyciel mieć przed oczami optymalny wzorzec formacyjny, należy nie tyle wznieść oczy w niebo, co rozejrzeć się i uczciwie zapytać: Kto w moim życiu, szczególnie w moim życiu konsekrowanym - jest podmiotem adoracji? Kogo szukacie? (J. 18, 4; J. 18, 7). 

          Normalne życie zakonne nie wyklucza, ale właśnie zakłada, umożliwia, usposabia do adoracji Pana. Jednak w praktyce tego życia, zaledwie jedna osoba na n-osób spełnia święte pragnienia Boże, czego tak gorąco pragnął Św. Założyciel. Normalność zakonna nie zakłada jako celu stygmatyzacji, lecz rzeczywistą adorację i Bogu podoba się, co pewien czas pokazać zakonny wzorzec formacyjny, stawiając go na oczach wszystkich, aby rozbudzić na nowo owe ardori serafici, tchnąć nowego ducha w dusze oziębłe i ospałe.       

          Przykłady ważne, są zawarte w starej literaturze, którą pokrywa biblioteczny kurz. Smętny, stary diabeł dba o to, że zdaje się nam zbyt archaiczna, w końcu także niestrawna. To błąd, należy po nią sięgać, jedynie przykłady te niech będą czytane przez pryzmat naszej normalności zakonnej i kapłańskiej.    

Pallotynki klauzurowe, które wg natury i łaski są po mieczu – włoskie, z pewnością powinny w tym kontekście z bardzo bliska poznać wielką seraficką miłośnicę Boskiego Serca Jezusa w osobie świętej Veroniki Giuliani, Mniszki Klaryski Kapucynki.

 

                           Święta Weronika Giuliani (1660-1727)

Na początku, zanim wejdziemy w istotę sprawy, prosimy Was Kochane Czytelniczki o wysłuchanie kilku specjalnie wybranych fragmentów żywota św. Weroniki: dziewicy, stygmatyczki, mistrzyni nowicjatu i kochającej swoje Siostry Matki Opatki klasztoru Santa Veronica Giuliani, siostry i matki o Złotym Sercu, którą ludzie w miasteczku Città di Castello nazwali po prostu: Weroniką Miłości. Prosimy o to po prostu, byście mogły Ją poznać.

W roku 1978 biskup Citta di Castello mons. Cezare Pagani ufundował Centrum Studiów Św. Veronici Giuliani. W roku 1980  Biskupi Umbrii i Marchii wystąpili do Kongregacji Doktryny Wiary o nadanie Św. Weronice Giuliani tytułu: Doktora Kościoła. Zatem:  Santa Veronica - prega per noi. Oto staje przed nami patronka nowicjatów franciszkańskich: Santa Veronica Giuliani OSCCap.:  

 


  Święta Weronika Giuliani

„W nocy przed bolesnym piątkiem, 29 marca 1697 roku, ogląda cierpiącego i ukrzyżowanego Zbawiciela. „Dał mi poznać moją nicość i niemożność. Nie mogłam wymówić słowa; nie byłam w stanie ani się ruszyć. Ogarnął mnie smutek, ale był to smutek miłości".
          W czasie tego objawienia Chrystus powiadomił Ją, że zamierza odnowić ranę Jej serca, i że uwolni Ją od wszystkiego, co sprzeciwia się jeszcze doskonałej miłości. Zachowując świadomość swojej nicości Weronika nie odważyła się nic powiedzieć. Zbawiciel powtórzył więc jeszcze raz to samo, ale już bez słów, Ona również tylko sercem wyznała: „Panie, Ty wiesz, że niczego innego nie pragnę, jak tylko tego, czego Ty pragniesz. Stąd jestem przygotowana na wszystko, czego ode mnie żądasz i co się Tobie spodoba".
           W tym momencie ujrzała potężny blask, wydobywający się spod stóp Jezusa, który zbliżając się do Niej zamieniał się w małe płomienie. Zauważyła w tych płomieniach jakiś gruby gwóźdź, który wrzynał się w Jej serce. Krzyknęła z bólu: „O mój Jezu!"




Wkrótce po otrzymaniu stygmatu na boku, wpadła ponownie w ekstazę. Zobaczyła Jezusa na krzyżu; lewa noga nie była przybita do krzyża. Chrystus dał Jej do zrozumienia, że upodobniła się już bardzo  do  Niego, ale  że  do  pełnego  upodobnienia  wiele  Jej brakuje, by mogła otrzymać wszystkie pięć stygmatów. Pokornie św. Weronika poprosiła, żeby w Niej działał; sama bowiem nie jest zdolna do niczego. Po czym Chrystus obiecał Jej, że w zbliżający się Wielki Piątek upodobni Ją w pełni do siebie. Otrzyma stygmaty na rękach i nogach. Na razie pozostaną jednak niewidoczne. „Będę cię częstokroć krzyżował, abyś obumarła dla siebie". Pan upokarzał Ją, wykazując wszystkie Jej braki, które jeszcze w Niej tkwiły i napominał, żeby uczyła się w szkole św. stygmatów. Przedstawił Jej św. Franciszka i św. Klarę. Biorąc z Nich przykład powinna umierać dla siebie i dla świata. Gdy obudziła się z ekstazy, zdecydowanie postanowiła zachowywać jeszcze wierniej regułę zakonną i wszystkie cierpienia brać na siebie. Noc przed Wielkim Piątkiem spędziła rozpływając się w ekstazach. Od ósmej do dziesiątej miała widzenie Zmartwychwstałego Zbawiciela ze swoją Matką i wszystkimi świętymi. Polecił Jej złożyć wyznanie grzechów. Jednakże odczuwając bolesny żal nie mogła wypowiedzieć słowa. Wtedy Pan polecił, aby jej Anioł Stróż za nią to uczynił. Anioł więc trzymając nad Jej głową swoją rękę rozpoczął: „Wieczny, nieśmiertelny Boże! Ja, Anioł Stróż tej duszy, wyznaję Ci wszystko, czym zgrzeszyłam kiedykolwiek myślą, słowem i uczynkiem".

Weronice zdawało się, że w tym momencie otoczyły Ją wszystkie popełnione przez nią grzechy. Gdy Anioł Stróż wyznał Jej grzechy, zobaczyła Chrystusa już nie z zakrytym obliczem, lecz z odsłoniętym, błyszczącym, pełnym miłości i miłosierdzia. Dał Jej do zrozumienia, że przebacza i ukazał Jej Swoje Rany. Potem Chrystus polecił obmyć i wywabić wszystkie Jej grzechy w Swojej Krwi. Faktycznie, Jej dusza stała się obecnie piękniejsza i czystsza. Na ponowioną prośbę o przebaczenie wszystkich jej grzechów Chrystus dał Jej zapewnienie: „Dobrze, przebaczam Ci; niech wszystko zostanie Ci przebaczone przez moją Krew i moje Rany". Weronika na nowo poprosiła o cierpienia. Serce waliło jej tak silnie, że zdawało się wyskakiwać na zewnątrz. Wołając: „O, mój Boże! Co za ból!" truchlała w śmiertelnym strachu, w którym nie mogła ani wypowiedzieć słowa, ani się poruszyć. Ten stan trwał godzinę. Jeszcze raz objawił się Jej Chrystus i zażądał dwukrotnie, by wyraziła swoje pragnienia. Weronika odpowiedziała, że pragnie wypełniać Jego wolę i żeby Ją ukrzyżował. W tym momencie zobaczyła jak promienie świetlne biły z Jego Świętych Ran i skierowane były w Jej kierunku zamieniając się w małe płomienie. Zauważyła gwoździe na ranach nóg i rąk, a w Ranie na boku - złotą włócznię. Włócznia ta przebiła Jej serce, a gwoździe przewierciły Jej ręce i nogi. Ból był wielki, ale czuła, że obecnie jest całkowicie upodobniona do Boga. Chrystus ustanowił Ją teraz swoją  Oblubienicą, przekazał w ręce Swojej Matce i Jej Aniołom Stróżom, mówiąc: „Jestem obecnie bardzo ci oddany. Żądaj ode mnie, czego pragniesz. Wszystko będzie ci udzielone". Weronika więc poprosiła o łaskę, aby nigdy nie odłączyła się od Niego. Gdy św. Weronika obudziła się z tej ekstazy, odczuła wiercące bóle w rękach i nogach, a z Jej rany na boku wypływała krew i woda.            




Święta Weronika Giuliani  

W nocy przed Wielkanocą Chrystus wręczył Jej powtórnie pierścień z trzema kamieniami szlachetnymi. Na jednym z nich wyryte były dwa serca tak blisko obok siebie, że się zlewały w jedno. Na drugim widać było krzyż, a na trzecim różne narzędzia męki Pańskiej.”       

Św. Weronika, którą matka, umierając powierzyła Serdecznej Ranie Serca Jezusowego, otrzymała i przez czterdzieści lat nosiła krwawe stygmaty Pięciu Ran Chrystusowych.




                                         Święta Weronika Giuliani (1660-1727)

Biograf podaje w dalszym ciągu: „Upłynęło 40 dni od Jej zachorowania. Udzielono Jej Sakramentu Namaszczenia Chorych. Zdawało się, że wstąpił w Nią błogi spokój. Z oczyma zamkniętymi rozważała o Bogu. W dniu 7 lipca udzielono Jej po raz czwarty wiatyku. Przez spowiednika kazała przeprosić wszystkie siostry za zły przykład i wyraziła gorąco zachętę do wzajemnej miłości, do zachowywania Reguły. Następnie każdej siostrze podała krzyż do ucałowania mówiąc do Nich: «Nigdy nie straćcie z oczu Krzyża i Chrystusa ze względu na nieskończoną miłość, którą nam okazał».

8 lipca biskup udzielił Jej papieskiego błogosławieństwa połączonego z odpustem zupełnym, czego wcześniej odmawiał. O północy straciła mowę i zaczęła się agonia. Leżała bardzo spokojnie i zauważono, że modli się wspólnie z siostrami. Na drugi dzień s. Weronika była jeszcze przy życiu. Gdy spowiednik powiedział Jej: «Matko Weroniko, proszę być dobrej myśli. Wkrótce Matka znajdzie się w niebie, za czym tak bardzo tęskni», uśmiechnęła się i błagalnym wzrokiem wpatrywała się w niebo. Wówczas spowiednik przypomniał sobie to, co wcześniej często powtarzała, iż nie chce umrzeć bez pozwolenia.

 


                     Matka Opatka Św. Weronika Giuliani


Dlatego rzekł Jej: «Matko Weroniko, jeśli tylko taka jest wola Boża, że polecenie jego sługi przyczyni się do odejścia siostry z tego świata do Pana, tak więc wydaję to polecenie». Ledwie spowiednik wyrzekł te słowa, s. Weronika na znak posłuszeństwa przymknęła powieki, potem jeszcze raz spojrzała po siostrach, skłoniła głowę i zasnęła w Panu.





Maska pośmiertna Świętej 

 

Był wtedy wczesny poranek 9 lipca 1727 roku, godzina czwarta. S. Weronika przeżyła 67 lat, w tym 50 lat w zakonie. Biskup zarządził sekcję zwłok. Postanowił się przekonać, czy rzeczywiście znajdują się na Jej sercu znaki, o których opowiadała spowiednikowi. Sekcję przeprowadziło dwóch medyków: lekarz domowy Franciszek Borgida i chirurg Franciszek Gentili. W charakterze świadków w tym przedsięwzięciu wzięły udział następujące osoby: prześwietny namiestnik, kanclerz Fabri, kapłani: Franciszek Maria Pesucci, Jakub Gellini, Jan Falkoni, Cezary Giannini, o. Guelfi a także malarz Angeiucci, jak również kilka sióstr z klasztoru.







Rycina przedstawiająca znaki Męki Pańskiej na sercu Św. Weroniki 





                                Święta Weronika Giuliani


        Ze znaków, o których s. Weronika za życia wspominała, znaleziono następujące symbole: odbicie krzyża z literą C (Caritas), odbicie korony cierniowej, siedmiu mieczy (siedem Boleści Matki Najświętszej), dwóch płomieni (miłość Boga i bliźniego), odbicie litery J (Jezus) i M (Maryja) na proporcu, a poza tym odbicie włóczni i skrzyżowanej trzciny.

W historii świętych ten fakt jest odosobniony. Musiała więc Weronika dojść do wyjątkowego stopnia zjednoczenia ze Zbawicielem, że aż na Jej sercu wyryły się odbicia narzędzi Męki Pańskiej.
          W żadnym razie nie było to wytworem chorobliwej wyobraźni, lecz rzeczywistym jednorazowym wyróżnieniem udzielonym przez Boga. Weronika zatem mówiła prawdę Spowiednikowi, gdy z posłuszeństwa wyjawiła mu, że jakieś nadzwyczajne rzeczy działy się w Jej sercu w tę pamiętną Wielką Sobotę 1727 roku — roku jej śmierci.”


                              Święta Weronika Giuliani

 Oprócz Ran na sercu Panu spodobało się dać Jej także prawdziwe znamiona Męki Pańskiej, jak czytamy w żywocie świętej:                                                

„W Wielki Tydzień — 5 kwietnia. Znowu objawił się jej Pan. Lecz zdawało się jej, że zły duch zwodzi ją. Zobaczyła więc błyszczące promienie, które wychodziły z ran Chrystusowych. Promienie te przekłuwały jej nogi i ręce jak grube gwoździe, a także przebijały jej bok jakby włócznią. I podczas, gdy promienie powróciły do Ukrzyżowanego, zobaczyła, że z Jego ran sączy się krew, która wciska się do jej serca, do Jej ran na rękach i nogach. Spowodowało to straszliwy ból. Myślała, że ciało oddziela się od kości. W tej samej chwili znikły zewnętrzne oznaki stygmatów. Znowu otrzymała zachętę, by wszystkie swoje cierpienia ofiarowała za nawrócenie grzeszników. Dziwnym sposobem Chrystus nie pozbawił Jej widzialnej rany na boku. Bóle nie zmniejszyły swego nasilenia. Od czasu do czasu pojawiały się widoczne stygmaty. A więc były widoczne w następujące dnie: w każdy piątek wieczorem na trzy godziny przed nastaniem nocy; 17 września: w dzień, w którym św. Franciszek otrzymał stygmaty na Alwernii; w dzień jego śmierci, 4 października. Gdy w dniu 19 kwietnia 1726 roku spowiednikowi o. Józefowi Marii Quelfi wyznała, że tego dnia pojawiły się jej już dwukrotnie widzialne stygmaty, polecił Jej, by prosiła Chrystusa o łaskę trzeciego pojawienia się stygmatów. W tym samym momencie wpadła w obecności spowiednika w ekstazę i znowu ukazały się.     

 

                                  Święta Weronika Giuliani                                               

Interesujące jest jeszcze to, że ilekroć stygmaty stawały się widoczne, rozchodziła się po całym klasztorze przyjemna woń. Wszystkie pomieszczenia klasztorne napełniały się tym wspaniałym zapachem.”                                        

Czy stygmaty są istotą świętości? Nie, ale opis przeżyć św. Weroniki pokazuje wzorcową adorację, prawdziwą adorację, bo adoracja dotyczyć może:  Najświętszego Sakramentu, Ukrzyżowanego, czy Pana w chorym – zawsze jest to adoracja, w której ma objawić się pełnia skupienia monastycznego, która jest pełnią miłości do jakiej powołana jest każda mniszka klauzurowa.

  


                          Adoracja Najświętszego Sakramentu

Czytajmy dalej: „Być może wyda się nam to wszystko przesadą. Jednak trzeba nam pamiętać, że Weronika została wybrana — zgodnie z Chrystusowym objawieniem — na pośredniczkę między Nim a grzesznikami.” 

Mniszki Pallotynki mają w Niej prawdziwy wzorzec formacyjny. Pan i w tym Jej wysłuchał i rzekł, jak zapisała w Dzienniku: „Mia Sposa, mi sono care le penitenze che fai per coloro che sono in Mia disgrazia, perciò ti confermo per mezzana tra me e i peccatori, come tu brami. Poi, seccando un braccio dalla croce, mi fece cenno che mi accostassi al suo costato… E mi trovai tra le braccia del Crocifisso”.

Być „swatką między Panem a grzesznikami” (!) - oto wzór mniszki klauzurowej, która w pełni czyni to czego chciał św. Wincenty Pallotti – która żyje: ad destruendum peccatum.           

„Jej pokuta i cierpienia miały wartość ekspiacyjną: były ofiarowane za nawrócenie grzeszników. Pewnego dnia Matka Boża przypomniała świętej Kapucynce, żeby modliła się w intencji całego Kościoła. 12 grudnia ukazał się Jej Chrystus i prosił Ją, żeby na trzy dni przed Bożym Narodzeniem przyjęła na siebie wszystkie znamiona Męki Pańskiej. Cierpienia, jakie Ją przy tej okazji spotkają, ma ofiarować w intencji pilnych spraw klasztoru i Kościoła. Męka, która Ją wtedy ogarnęła, była straszliwa zarówno dla ciała jak i duszy. Czuła się zupełnie opuszczona przez wszystkich. Dostała drgawek, serce waliło jak młotem, głowa napuchła i na całym ciele czuła ostre kłucie. Oczy piekły i paliły, co powodowało albo zimnicę, albo gorączkę. Nos, usta, język i podniebienie zupełnie zapuchły. Zdawało się Jej, że się udusi. Na rękach i nogach czuła ucisk jakby grubych powrozów. Myślała, że one zmiażdżą Jej kości. Następnie odniosła wrażenie, iż znajduje się między dwoma kamieniami młyńskimi. Okropna zimnica z drgawkami i rozpierająca gorączka pojawiały się na przemian. Z ust wydobywał się niesamowity odór, tak iż przed sobą odczuwała wstręt, natomiast współsiostry nie zauważyły tego. Czuła odrazę do wszelkiego napoju i pokarmu. Nie dość tego, bo oto Chrystus w nowej wizji zażądał od niej powtórnych cierpień właśnie w intencji Kościoła. Objawił Jej, że Kościół spotkają jeszcze większe dopusty i plagi. Gdy przypomnimy sobie historię tamtych wieków, to zobaczymy, ile bezbożnictwa pieniło się wówczas. Wystarczy zwrócić uwagę na datę powstania masonerii — rok 1717”.



 

          Bliska Pallottiemu Święta, która jak On nie wahała się płakać

Zgadnijcie, ile lóż jest teraz w tak małym miasteczku jak Città di Castello?  Preghiamo.  Ta, o której współcześnie włoscy kapłani mówią: „Wielka!” (Grande!lub wręcz określają Jej Osobę słowem: „Krzyż!” (Croce!); rzeczywiście była i jest Prawdziwą Ikoną (Vera Icona) Jezusa Ukrzyżowanego.[1]

Przez czterdzieści lat nosiła krwawe stygmaty Męki Pańskiej. Zbliżmy się jak najbardziej do  Niej:


Święta Weronika Giuliani (1660-1727). Z boku widoczne serce Świętej, pokryte złotem, symbolizującym Miłość, z reliefami znaków Męki Pana, które rzeczywiście od Zbawiciela otrzymała, wyryte na żywym organie serca

                  W przeżywaniu adoracji Najświętszego Sakramentu właśnie św. Weronika jest w stosunku do każdej Mniszki Pallotynki tym, kim dla Ojca Wincentego był Jego Seraficki Ojciec Franciszek.       

                   To właśnie Ona, zwana jest w literaturze: „Płomieniem Miłości” (fiamma del’Amore)   

 

                                         Anno Veronichiano

i Jej figurę stawia przed nami Opatrzność Boża jako modelową w adoracji eucharystycznej.    

               Adoracja eucharystyczna sensu stricto oznacza akt, dokonujący się wobec wystawionego lub zamkniętego w tabernakulum Sanctissimum

                Adoracja eucharystyczna sensu largo dokonuje się jako akt kultu Boga Żywego w Jego Żywej, substancjalnej i rzeczywistej Obecności w Ciele, Krwi, Duszy i Bóstwie Pana naszego Jezusa Chrystusa pod którąkolwiek z Obu postaci eucharystycznych, gdziekolwiek bądź obecnych. Oznacza to, że adorując Pana w tym oznaczonym miejscu – adorujemy Pana zawsze i wszędzie.

                Adorujemy Pana poprzez akt woli także wtedy, gdybyśmy z powodu rzeczywistej i niepokonalnej niemożności, nie były w stanie adorować Go w Przenajświętszej Hostii, lecz gdybyśmy wolą naszą adorowały Go poprzez pragnienie adoracji eucharystycznej pod postacią Ukrzyżowanego lub jakąkolwiek postacią np. chorego podczas opieki nad nim.   Na przykład: Mniszki Klaryski Kapucynki wyrażają to wielokrotnie w wezwaniu: „Wielbimy Cię, Najświętszy Panie Jezu Chryste, tu i we wszystkich kościołach Twoich, które na całym świecie i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż i Mękę Swoją, świat odkupić raczył.” Tak dokonuje się nieustanna adoracja eucharystyczna poprzez to wielokrotnie powtarzane w ciągu dnia monastycznego proclamatio continua. Wypowiadając ten akt – przy każdoczesnym wchodzeniu do i wychodzeniu z chóru zakonnego - mniszki klaryski kapucynki całują ziemię (baccio alla terra). Zwyczaj ten nie oznacza tylko aktu pokory, ucałowania wypływającego z umiłowania stanu mniszego i miejsca w klauzurze papieskiej, ale nade wszystko oznacza aktualizowany teraz akt umiłowania Woli Bożej (fiat Voluntas Tua) i akt miłości, jako pocałunek miłości (osculum pacis), składany na obliczu Całej Ludzkości, to jest wszystkich  bytów które były, są i będą (wszelkie ciało), których symbolem jest ziemia.      

             Zasada parytetu i sprawiedliwość Boża wymaga z naszej strony wypowiedzenia się, co do tej sprawy: Wspólnota Mniszek Pallotynek w organizacji jako forma zalążkowa Pallotynek klauzurowych ma we własnym zwyczaju chórowym  akt z inwokacją: „Niech zstąpi Duch Twój, niech zstąpi Duch Twój i niech odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”. 

  

                . Ojciec Święty Jan Paweł II na lotnisku w Krakowie-Balicach

Ten Akt Papieski, akt błagania o wylanie Ducha Świętego, ujęty w formie oratio continua, mniszki  ponawiać będą nieustannie przy wchodzeniu i wychodzeniu do i z chóru zakonnego.                     

           Pan adorowany jest zatem wszędzie i zawsze, a adoracja wieczysta ma charakter aktu ciągłego. Materialnym urzeczywistnieniem ciągłości jest Wieczysta Adoracja, o jakiej pisze św. Wincenty.

             Niemniej jednak o mniszkach, wyłączonych z adoracji z powodu choroby lub zajęć oficynowych nie można powiedzieć, że pozostają wyłączone z adoracji Najświętszego Sakramentu. Zmienia się tylko sposób wykonywania tego aktu ciągłego. Nie uchybia to oczywiście wymogom formalnym, jakie przewidziane są kanonicznie w stosunku do dopuszczalności sprawowania Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu w zakresie  stałości, ciągłości, sekwencji zmian adoratorek, zapewnienia Sanctissimum warunków bezpieczeństwa i należnej czci.                                                                                            

             Św. Weronika Giuliani oddawała się adoracji Pana w tym sensie w sposób modelowy.  Jej sposób adoracji z całą jasnością ujawnia nam naturę Ognia, który udzielany jest przez  Pana.

             Ilekroć pojawiają się głosy sceptyków, przeciwstawiające się owej nadmiernej egzaltacji języka Pallottiego, który nakłania mniszki do otrzymywania płomieni, o tyle słusznym wydaje się oddać głos samej Weronice, aby naprawdę wyjaśniła tę niezrozumiałą kwestię. 

            W swoim Dzienniku opisała Ona „promienie światła (raggi di luce), które wydostały się z Ran Jezusa i stały się płomieniami (fuoriscirono dalle ferie di Gesu e divinnero fiancelle), cztery z nich miały formę dużych ostrych gwoździ, a piąty stał się grotem, błyszczącej złotem włóczni.” 




Obraz stygmatyzacji, Tommaso Conca (1795-1797)

                                                                                                                                 Napisała: „Poczułam ostry ból, ale mimo bólu widziałam wyraźnie, miałam świadomość, że zostałam całkowicie przekształcona w Boga. Potem pozostały rany w moim sercu, w rękach i w stopach, a promienie światła rozbłysły odnowionym blaskiem, odbite od Ukrzyżowanego, rozświetliły przebity bok, dłonie stopy i Tego, który wisiał”. (rifulgendo di rinnovato splendore, rimbalzarono versi il Crocifisso, ed illuminarono il fianco squarciato, le mani col i piedi di Colui, che vi era appeso.)[2]                 





Będą otrzymywać płomienie

 

„Emanacja” Ognia Miłości Bożej jest niezasłużonym darem, udzielanym osobom mocą aktu Trójcy Przenajświętszej w stosunku do duszy, ducha i ciała, zgodnie z imperatywnym wyborem Boga, najpierw w celu: oczyszczenia, a następnie w celu dokonania przekształcenia przeobrażającego. W tym pierwszym etapie Ogień Miłości Bożej oczyszcza cały byt ludzki wśród niezmiernych boleści wewnętrznych, które osoby te przechodzą na równi, a nawet dzielą wespół (zastępczo przez współcierpienie) z duszami, podlegającymi oczyszczeniu  w Ogniu  czyśccowym, gdyż w istocie Ogień ten i Ogień czyśćcowy są tym Samym Ogniem. Samoistnym więc celem, tak traktowanej adoracji Najświętszego Sakramentu, jest przyzwolenie na stopniowe przepalanie swej istoty Ogniem Boga Samego. Ta droga wewnętrzna adoracji  odpowiada drogom: oczyszczającej i oświecającej w życiu wewnętrznym, z pełną świadomością przeplatania się poszczególnych etapów tych dróg, momentów jednoczesności oczyszczeń i oświeceń, możliwych remisji i gwałtownych postępów, w miarę współdziałania z łaską, w oparciu o istniejący w osobie i wspólnocie zasób cnót teologalnych.

Jesteśmy głęboko wdzięczne śp. o. Hieronimowi Warachimowi OFMCap.:

 

za opracowanie w języku polskim pozycji: Święta Weronika Giuliani, CZYŚCIEC MIŁOŚCI, tytuł oryginału: Il Purgatorio d`Amore, Centro Studi  Veronichiani, Citta’ di Castello 1987, która na polskim rynku wydawniczym doskonale ilustruje analizowany przez nas zapis Świetego Wincentego Pallottiego. W intencji wszystkich Drogich Zmarłych prosimy: Santa Veronica Giuliani-prega per noi.
                                                                                                                                 

Adoracja Najświętszego Sakramentu i adoracja Krzyża Świętego wyjaśni poddane Słowo w najdoskonalszy sposób.

Dziś do Dobrodziejów: Cz. Matka Opatka i Mniszki Klaryski Kapucynki Klasztoru Santa Veronica Giuliani w Città di Castello oraz Drodzy Bracia: o. Wiesław Block OFMCap. i  o. Remigiusz Lewandowski OFMCap..

Święta Weroniko,  módl się za nami. 

 

† Osculum pacis



 


 

[1] Bp mons. Sebastiani powiedział: „Od teraz nie będziesz więcej nazywać się Veronica!”, bo rzeczywiście przez swoje życie dowiodłaś, że stałaś się naprawdę „Prawdziwą Ikoną” (Vera Icona) Jezusa Ukrzyżowanego 

[2] „Santa Veronica Giuliani. Esperienza e dottrina mistica”, Laurentianum, Rzym 1981, wstęp i komentarz: o. Lazzaro Iriarte i pref. del. Card. Pietro Palazzini 

piątek, 30 sierpnia 2013

KRÓTKA PAMIĘĆ REGUŁY:
ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU
I REKOLEKCJE ŚWIĘTE
[CZĘŚĆ PIĄTA]
              
            Św. Wincenty Pallotti na początku omawianego dokumentu: „Dei SS. Ritiri delle monache” wskazał Kongregacji Mniszek Pallotynek jako cel Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu, aby: „stamtąd [tj. z Sanctissimum] otrzymywać płomienie, które rozpalą Miłość Nieskończoną, które rozproszą się na cały świat”.
                                            
            Modlitwa adoracji Najświętszego Sakramentu oraz adoracji monastycznej Krzyża Świętego jest źródłem poznania, także samego sposobu i dróg poznania. Święty Założyciel poleca  sprecyzować: czym są, jak mogą przejawiać się zapały seraficzne (ardori serafici)? Czy Ogień można wziąć do rąk? Jakiego naczynia trzeba użyć, żeby wziąć Żywy Ogień? Jak to jest możliwe? Co to znaczy w praktyce adoracji? Dziś właśnie to mamy - za łaską Bożą - starać się zrozumieć.
            Duch Święty, „Tchnienie” Boga  (łac. Spiritus, gr. Pneuma, hebr. Ruah)  pochodzi od Ojca i Syna. Przez Ojca Niebieskiego w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa (J. 16, 23) - [przez Boskie Serce Jezusa (J. 7, 38-39)]
                       




                                                       Fragment obrazu Matki Bożej Miłości /Mater Dei/,              
                                        mal. Domenico Cassarotti – przedstawiający Najświętsze Serce Pana Jezusa

jest On udzielany duszom, które rozpala Miłością Nieskończoną, przez które pragnie być przenoszonym, aby rozproszyć się na świat cały. Duch Święty, jak wyznajemy, jest Trzecią Osobą Boską, Współistotną Ojcu Przedwiecznemu i Synowi Jednorodzonemu Ojca; Osobą, która od Nich pochodzi. 

          Sposób przenoszenia płomieni, zamkniętych w Boskim Sercu Pana naszego Jezusa Chrystusa - Pana Serafickiego został dokładnie określony w literaturze Zakonu Serafickiego[1] oraz w literaturze Zakonu Karmelitów Bosych, m.in. w przytoczonym niżej fragmencie „Żywego płomienia miłości” Św. Jana od Krzyża [2].  

          Rozpocznijmy od szczegółowej analizy adoracji Serca Boga Miłości Nieskończonej, zaistniałej w przeżyciu Zakonodawcy Zakonu Serafickiego: św. Franciszka Serafickiego - Ojca św. Wincentego według ducha.
          W 1213 r. Orlando Catani, hrabia Chiusi, podarował górę La Verna (Alwernię) św. Franciszkowi. Święty przebywał tutaj wielokrotnie i Jego biografowie przytaczają różne wydarzenia, które dokonały się na Alwernii.[3]



La Verna

W sierpniu 1224 r. Franciszek udał się na Alwernię, aby pościć przez 40 dni przed uroczystością św. Michała Archanioła.





Obraz św. Michała Archanioła, widoczny na prawo od wejścia do kościoła pw. Santa Maria della Concezione, via Veneto Rzym. Na obrazie: św. Archanioł Michał miażdżący łeb Lucyfera –  Guido Reni ok. 1636 (olej na jedwabiu); w tradycji Zakonu Serafickiego św. Michał Archanioł jest czczony jako  Odźwierny Zakonu
 Wchodząc na górę, sprawił - chcąc ugasić pragnienie wieśniaka, który mu towarzyszył - że cudownie wytrysnęło źródło:                 
„Franciszek postanowił pewnego dnia udać się do swojej pustelni, aby tam swobodniej oddać się kontemplacji. A ponieważ był bardzo słaby, pewien ubogi wieśniak zaofiarował mu swojego osła. Wieśniak sam szedł piechotą za mężem Bożym. Kiedy, zmęczony letnim upałem i długą, uciążliwą drogą, osłabł z wyczerpania i pragnienia, zaczął wołać Świętego i błagać, aby się nad nim zlitował. Mówił, że umrze, jeśli nie pokrzepi się dobrodziejstwem jakiegoś napoju.
Święty, który był zawsze litościwy dla cierpiących, bez zwłoki zsiadł z osła i uklęknąwszy na ziemi, wyciągnął ręce ku niebu i nie przestawał się modlić, aż zrozumiał, że został wysłuchany. «Pospiesz się - rzekł do wieśniaka - a znajdziesz tam wodę żywą, którą Chrystus dla ciebie w tej godzinie w miłosierdziu swoim wyprowadził ze skały, abyś się napił»"[4].
            Dnia 14 lub 15 września 1224 r. Franciszek otrzymał na Alwernii znamiona Męki Pana.
  




                     Giotto di Bondone (1267-1337) Bazylika w Asyżu; Legenda  Św. Franciszka, Stygmatyzacja  Św. Franciszka


                Trzeba zatem zastanowić się tutaj nad opisem, jaki o tym niesłychanym wydarzeniu pozostawił Brat Tomasz z Celano:
                 W czasie swego pobytu w pustelni, która od miejsca położenia nazywana jest „Alwernią", na dwa lata przed oddaniem swej duszy niebu, Franciszek ujrzał w widzeniu Bożym jakiegoś męża - jakoby Serafina, mającego sześć skrzydeł, uniesionego nad nim z rozłożonymi rękami i złączonymi stopami, i tak przybitego do krzyża. Dwa skrzydła wznosiły się ponad głową, dwa były rozpostarte do lotu, a dwa pozostałe okrywały całe ciało.





Pan Seraficki

            Na ten widok błogosławiony sługa Najwyższego napełniony został niezmiernym podziwem, ale co miałoby znaczyć to widzenie, nie wiedział. Cieszył się bardzo i radował niewymownie, gdy widział, że Serafin patrzy nań ze słodyczą i miłością; Jego piękno było nie do opisania, ale przerażało owo przybicie do krzyża i srogość tej męki. Franciszek powstał więc - by tak rzec - radosny i smutny zarazem, bo radość i smutek na przemian go przenikały. Usilnie rozważał, cóż miałoby znaczyć to widzenie i dlatego był bardzo zaniepokojony. Gdy jednak nadal wyraźnie niczego nie rozumiał i pozostawał zaniepokojony niezwykłością widzenia, oto na jego rękach i nogach zaczęły się ukazywać znaki gwoździ, jakie przed chwilą widział u Męża Ukrzyżowanego.
            Jego ręce i nogi były przebite w środku gwoźdźmi. Główki gwoździ wystawały od strony wewnętrznej rąk i wierzchniej stóp, a końce - z przeciwnej strony. Znaki te na rękach były okrągłe od wewnątrz, na zewnątrz zaś podłużne i wyglądały jak końce gwoździ, utworzone jak gdyby z narośli ciała, stępione i zagięte. Na stopach wyciśnięte były podobne znaki wystających gwoździ. Także na prawym boku, jakby przebitym włócznią, widniała rana, z której często płynęła krew, tak że jego tunika i spodnie wielokroć zraszane były świętą krwią. 
           Gdy jeszcze żył ukrzyżowany sługa Pana Ukrzyżowanego, niewielu tylko zasłużyło, by oglądać tę ranę w boku. Szczęśliwy brat Eliasz, który mógł ją zobaczyć za życia Świętego. Ale nie mniej szczęśliwy Rufin, który jej dotykał własnymi rękami. Gdy bowiem jednego razu położył rękę na piersi świętego męża, aby zrobić mu masaż, ręka zsunęła mu się na prawy bok, co często się zdarza, i wówczas przypadkiem dotknął owej rany. Z powodu tego dotknięcia Franciszek poczuł wielki ból i odpychając rękę Rufina od siebie zawołał, by Pan mu przebaczył. Bardzo pilnie ukrywał rany przed obcymi, lecz także z wielką przezornością osłaniał przed przyjaciółmi, tak że nawet jego najbliżsi współbracia i najbardziej gorliwi naśladowcy przez długi czas nic nie wiedzieli o tym cudzie.
            A chociaż sługa i przyjaciel Najwyższego widział się obdarzony tak wielkimi skarbami, jakby najcenniejszymi perłami, i ozdobiony chwałą i czcią bardziej niż ktokolwiek z ludzi, nie wynosił się jednak w sercu swoim, nie zabiegał, by się komuś przypodobać przez pragnienie próżnej chwały, lecz - by ludzka cześć nie odebrała mu udzielonej łaski jak umiał, wszelkimi sposobami starał się ją ukryć".[5]






                      Fra Angelico, Stygmatyzacja św. Franciszka.
         Skoncentrujmy uwagę na obrazie Ukrzyżowanego – Pana Serafickiego


W „Legendzie mniejszej” Św. Bonawentury znajdujemy opis bardziej dokładny: „Franciszek, wierny sługa i minister Chrystusa, dwa lata naprzód nim oddał ducha Bogu, pozostawał na ustroniu w miejscu wysokim i samotnym, zwanym górą la Verna, by odbyć post ku czci Św. Michała Archanioła [tzw. post świętomichalski]. Od początku odczuwał znacznie bardziej obfitą niż zwykle słodycz kontemplacji rzeczy Bożych, coraz mocniej rozpalając wolę niebiańskimi napomnieniami, które zawsze przedkładał nade wszystko jako przychodzące z wysoka.                               
Pewnego ranka, około Święta Podwyższenia Krzyża Świętego; podczas gdy pozostawał na modlitwie na szczycie góry, zostawszy przeniesiony w Boga przez żary seraficzne, ujrzał postać Serafina, zstępującego z nieba. Miał On sześć skrzydeł błyszczących i lśniących. W szybkim locie stanął i zatrzymał się, oderwawszy od ziemi, w pobliżu męża Bożego. Potem jednak pojawił się nie tylko uskrzydlony, lecz także ukrzyżowany. Na ten widok Franciszek został napełniony zdziwieniem, a w jego duszy zagościły jednocześnie ból i radość. Poczuł przeobfitą radość, widząc Chrystusa w zjawieniu łagodnym, jak wtedy kiedy po raz pierwszy ujrzał czułość przybitego do krzyża, a jego dusza została przebita mieczem bólu współcierpienia. 
Po wtajemniczeniu i intymnej rozmowie, kiedy wizja zniknęła, opuścił jego duszę ów zapał seraficzny (ardore serafico) i, w tym właśnie momencie, pozostały na jego ciele znaki zewnętrzne Męki, jakby na ciele zostały odciśnięte pieczęci, wycięte miękko okrytą mrokiem mocą ognia. Natychmiast zaczęły pojawiać się na jego rękach i nogach ślady po gwoździach, w zagłębieniach dłoni i na zewnętrznych częściach stóp pojawiły się wypukłości, głębokie na palec. Potem po prawej strona ciała, która jak gdyby została przebita włócznią, pojawiła się czerwona blizna, z której nieustannie wytryskała krew. Kiedy za sprawą tego niezwykłego i wspaniałego cudu - stał się nowy człowiek: Franciszek - tak odznaczony przez święte stygmaty - wtedy zstąpił z góry. Otrzymał on wizerunek Ukrzyżowanego, jednak nie udzielanym w poprzednich wiekach przywilejem i nie wyrzeźbiony  w kamieniu lub w drewnie, lecz  wykreślony na swym ciele palcem Boga Żywego.” [6]









Ten fundamentalny dla Pallottiego, a nam współczesnym niezbędny kontekst, rozświetla z mocą zapis św. Wincentego, który teraz rozważamy. Stanowi bowiem seraficką summę przekształcenia przeobrażającego, w którym Trójca Przenajświętsza przekształca swe stworzenie w nowego człowieka, całkowicie przeobrażając osobę w: duszy, duchu i ciele poprzez Jedyne Pośrednictwo: Pana Jezusa Chrystusa, Jednorodzonego Syna Bożego w: Ojca, Syna i Ducha Świętego (trynitarne przekształcenie przeobrażające).
                                           
Początkowym etapem – dostępnym przez należytą współpracę z łaską wszystkim -  jest rozpalanie woli w rozpamiętywaniu i zasłuchanie w Słowo.

Jest to zasadnicza powinność mniszek - adoratorek Serca Bożego, aby poprzez święte rozmyślanie, stamtąd - to jest z Serca Boga Żywego otrzymywać płomienie, które rozpalą Miłość Nieskończoną. I to podtrzymuje w sercach mniszek zapał seraficzny (ardore serafico), który trwa w mniszym oratio continua, gdy trwamy w skupieniu monastycznym. Tylko wtedy, jeśli uznamy Wincentego za syna Franciszkowego i odstąpimy od dumnego usiłowania rozumienia Wincentego bez Franciszka, umożliwimy Panu dalsze poznanie tego etapu drogi wewnętrznej Świętego Założyciela i przez Jego wyłączną łaskę zostaniemy do tego uzdolnieni. W tym bowiem momencie ustaje ludzkie rozumowanie. Ostrożność intelektualna samoistnie klasyfikuje: płomienie, o jakich wspomina Św. Wincenty do kategorii pojęć poetyckich, które są nieadekwatne do rzeczywistości, by nie rzec mocniej, że wprost urojone. Czegoś takiego św. Franciszek ani św. Wincenty nie podejmował. Jednak ani św. Wincenty, ani wcześniej święci: Franciszek, Bonawentura i Weronika Giuliani nie rezygnują w opisie przeżyć z używania określeń, znamionujących naturę Ognia. Płomienie, żar, serafickie żary, języki ognia, seraficzne ognie – wszystko są to zastosowane przez Nich synonimy duchowych i materialnych „emanacji”[7] Ducha Świętego.  
Nie są one, jak czytamy w przytoczonym opisie jedynie sposobem wzniecania krótkotrwałych duchowych zapałów, które jako płonne, ustępują z czasem stanom bardziej trwałym - według porządku odbitego przez Ducha w materii, lecz są także Boskimi narzędziami, dokonującymi przeistoczenia substancjalnego i rzeczywistego osoby ludzkiej w duszy, duchu i ciele w Ojca, Syna i Ducha Świętego, jak pragnie tego św. Wincenty Pallotti.
Wielu ziaren zbóż, ziaren z wielu łanów trzeba do wypieczenia jednego bochna chleba, do wypieczenia jednej Hostii, dlatego myśl św. Wincentego, zawartą w podanym na początku fragmencie Reguły, będziemy starały się prześwietlić w ciągu dalszym doświadczeniami innych bliskich Wspólnocie Adoratorów Pana, którzy są wzorcami formacyjnymi adoratorek Najświętszego Sakramentu w naszej Wspólnocie Mniszek Pallotynek w organizacji.


   
† Osculum pacis


 







[1] Źródła franciszkańskie wskazują tu symptomatyczne modele w osobach: św. Franciszka z Asyżu, św. Weroniki Giuliani, św. Pio z Pietrelciny, św. Małgorzaty z Cortony i innych kontemplatyków
[2] strofa 2 punkt 13 „Żywy płomień miłości” św. Jana od Krzyża
[3] św. BonawenturaLegenda większaśw. Franciszka, VIII, 10; XI, 9; Kompilacja Asyska, s. 87
[4] Tomasz z Celano „Żywot drugi św. Franciszka", s. 46
[5] Tomasz z CelanoŻywot pierwszy św. Franciszka", s. 94-95
[6] «Legenda minor» di san Bonaventura,  Quaracchi, 1941, 202-204
[7] Użycie cudzysłowu wydaje się konieczne, ponieważ nie chodzi tu o emanację, według określenia, które przyjęte jest w dogmatyce na oznaczenie: „istniejącej w  Bogu pierwotnej relacji na tej samej płaszczyźnie” [za: W. Kasper, „Bóg Jezusa Chrystusa”, przeł. J. Tyrawa, Wrocław 1996, s. 314]