KRÓTKA PAMIĘĆ REGUŁY:
ADORACJA NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU
I REKOLEKCJE ŚWIĘTE
[CZĘŚĆ PIĄTA]
Św. Wincenty Pallotti na początku omawianego dokumentu: „Dei SS. Ritiri delle monache” wskazał Kongregacji Mniszek Pallotynek jako cel Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu, aby: „stamtąd [tj. z Sanctissimum] otrzymywać płomienie, które rozpalą Miłość Nieskończoną, które rozproszą się na cały świat”.
Modlitwa adoracji Najświętszego Sakramentu oraz adoracji monastycznej Krzyża Świętego jest źródłem poznania, także samego sposobu i dróg poznania. Święty Założyciel poleca sprecyzować: czym są, jak mogą przejawiać się zapały seraficzne (ardori serafici)? Czy Ogień można wziąć do rąk? Jakiego naczynia trzeba użyć, żeby wziąć Żywy Ogień? Jak to jest możliwe? Co to znaczy w praktyce adoracji? Dziś właśnie to mamy - za łaską Bożą - starać się zrozumieć.
Duch Święty, „Tchnienie” Boga (łac. Spiritus, gr. Pneuma, hebr. Ruah) pochodzi od Ojca i Syna. Przez Ojca Niebieskiego w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa (J. 16, 23) - [przez Boskie Serce Jezusa (J. 7, 38-39)]
Fragment obrazu Matki Bożej Miłości /Mater Dei/,
mal. Domenico Cassarotti – przedstawiający Najświętsze Serce Pana Jezusa
jest On udzielany duszom, które rozpala Miłością Nieskończoną, przez które pragnie być przenoszonym, aby rozproszyć się na świat cały. Duch Święty, jak wyznajemy, jest Trzecią Osobą Boską, Współistotną Ojcu Przedwiecznemu i Synowi Jednorodzonemu Ojca; Osobą, która od Nich pochodzi.
Sposób przenoszenia płomieni, zamkniętych w Boskim Sercu Pana naszego Jezusa Chrystusa - Pana Serafickiego został dokładnie określony w literaturze Zakonu Serafickiego[1] oraz w literaturze Zakonu Karmelitów Bosych, m.in. w przytoczonym niżej fragmencie „Żywego płomienia miłości” Św. Jana od Krzyża [2].
Rozpocznijmy od szczegółowej analizy adoracji Serca Boga Miłości Nieskończonej, zaistniałej w przeżyciu Zakonodawcy Zakonu Serafickiego: św. Franciszka Serafickiego - Ojca św. Wincentego według ducha.
W 1213 r. Orlando Catani, hrabia Chiusi, podarował górę La Verna (Alwernię) św. Franciszkowi. Święty przebywał tutaj wielokrotnie i Jego biografowie przytaczają różne wydarzenia, które dokonały się na Alwernii.[3]
La Verna
W sierpniu 1224 r. Franciszek udał się na Alwernię, aby pościć przez 40 dni przed uroczystością św. Michała Archanioła.
Obraz św. Michała Archanioła, widoczny na prawo od wejścia do kościoła pw. Santa Maria della Concezione, via Veneto Rzym. Na obrazie: św. Archanioł Michał miażdżący łeb Lucyfera – Guido Reni ok. 1636 (olej na jedwabiu); w tradycji Zakonu Serafickiego św. Michał Archanioł jest czczony jako Odźwierny Zakonu
Wchodząc na górę, sprawił - chcąc ugasić pragnienie wieśniaka, który mu towarzyszył - że cudownie wytrysnęło źródło:
„Franciszek postanowił pewnego dnia udać się do swojej pustelni, aby tam swobodniej oddać się kontemplacji. A ponieważ był bardzo słaby, pewien ubogi wieśniak zaofiarował mu swojego osła. Wieśniak sam szedł piechotą za mężem Bożym. Kiedy, zmęczony letnim upałem i długą, uciążliwą drogą, osłabł z wyczerpania i pragnienia, zaczął wołać Świętego i błagać, aby się nad nim zlitował. Mówił, że umrze, jeśli nie pokrzepi się dobrodziejstwem jakiegoś napoju.
Święty, który był zawsze litościwy dla cierpiących, bez zwłoki zsiadł z osła i uklęknąwszy na ziemi, wyciągnął ręce ku niebu i nie przestawał się modlić, aż zrozumiał, że został wysłuchany. «Pospiesz się - rzekł do wieśniaka - a znajdziesz tam wodę żywą, którą Chrystus dla ciebie w tej godzinie w miłosierdziu swoim wyprowadził ze skały, abyś się napił»"[4].
Dnia 14 lub 15 września 1224 r. Franciszek otrzymał na Alwernii znamiona Męki Pana.
Giotto di Bondone (1267-1337) Bazylika w Asyżu; Legenda Św. Franciszka, Stygmatyzacja Św. Franciszka
Trzeba zatem zastanowić się tutaj nad opisem, jaki o tym niesłychanym wydarzeniu pozostawił Brat Tomasz z Celano:
W czasie swego pobytu w pustelni, która od miejsca położenia nazywana jest „Alwernią", na dwa lata przed oddaniem swej duszy niebu, Franciszek ujrzał w widzeniu Bożym jakiegoś męża - jakoby Serafina, mającego sześć skrzydeł, uniesionego nad nim z rozłożonymi rękami i złączonymi stopami, i tak przybitego do krzyża. Dwa skrzydła wznosiły się ponad głową, dwa były rozpostarte do lotu, a dwa pozostałe okrywały całe ciało.
Pan Seraficki
Na ten widok błogosławiony sługa Najwyższego napełniony został niezmiernym podziwem, ale co miałoby znaczyć to widzenie, nie wiedział. Cieszył się bardzo i radował niewymownie, gdy widział, że Serafin patrzy nań ze słodyczą i miłością; Jego piękno było nie do opisania, ale przerażało owo przybicie do krzyża i srogość tej męki. Franciszek powstał więc - by tak rzec - radosny i smutny zarazem, bo radość i smutek na przemian go przenikały. Usilnie rozważał, cóż miałoby znaczyć to widzenie i dlatego był bardzo zaniepokojony. Gdy jednak nadal wyraźnie niczego nie rozumiał i pozostawał zaniepokojony niezwykłością widzenia, oto na jego rękach i nogach zaczęły się ukazywać znaki gwoździ, jakie przed chwilą widział u Męża Ukrzyżowanego.
Jego ręce i nogi były przebite w środku gwoźdźmi. Główki gwoździ wystawały od strony wewnętrznej rąk i wierzchniej stóp, a końce - z przeciwnej strony. Znaki te na rękach były okrągłe od wewnątrz, na zewnątrz zaś podłużne i wyglądały jak końce gwoździ, utworzone jak gdyby z narośli ciała, stępione i zagięte. Na stopach wyciśnięte były podobne znaki wystających gwoździ. Także na prawym boku, jakby przebitym włócznią, widniała rana, z której często płynęła krew, tak że jego tunika i spodnie wielokroć zraszane były świętą krwią.
Gdy jeszcze żył ukrzyżowany sługa Pana Ukrzyżowanego, niewielu tylko zasłużyło, by oglądać tę ranę w boku. Szczęśliwy brat Eliasz, który mógł ją zobaczyć za życia Świętego. Ale nie mniej szczęśliwy Rufin, który jej dotykał własnymi rękami. Gdy bowiem jednego razu położył rękę na piersi świętego męża, aby zrobić mu masaż, ręka zsunęła mu się na prawy bok, co często się zdarza, i wówczas przypadkiem dotknął owej rany. Z powodu tego dotknięcia Franciszek poczuł wielki ból i odpychając rękę Rufina od siebie zawołał, by Pan mu przebaczył. Bardzo pilnie ukrywał rany przed obcymi, lecz także z wielką przezornością osłaniał przed przyjaciółmi, tak że nawet jego najbliżsi współbracia i najbardziej gorliwi naśladowcy przez długi czas nic nie wiedzieli o tym cudzie.
A chociaż sługa i przyjaciel Najwyższego widział się obdarzony tak wielkimi skarbami, jakby najcenniejszymi perłami, i ozdobiony chwałą i czcią bardziej niż ktokolwiek z ludzi, nie wynosił się jednak w sercu swoim, nie zabiegał, by się komuś przypodobać przez pragnienie próżnej chwały, lecz - by ludzka cześć nie odebrała mu udzielonej łaski jak umiał, wszelkimi sposobami starał się ją ukryć".[5]
Fra Angelico, Stygmatyzacja św. Franciszka.
Skoncentrujmy uwagę na obrazie Ukrzyżowanego – Pana Serafickiego
W „Legendzie mniejszej” Św. Bonawentury znajdujemy opis bardziej dokładny: „Franciszek, wierny sługa i minister Chrystusa, dwa lata naprzód nim oddał ducha Bogu, pozostawał na ustroniu w miejscu wysokim i samotnym, zwanym górą la Verna, by odbyć post ku czci Św. Michała Archanioła [tzw. post świętomichalski]. Od początku odczuwał znacznie bardziej obfitą niż zwykle słodycz kontemplacji rzeczy Bożych, coraz mocniej rozpalając wolę niebiańskimi napomnieniami, które zawsze przedkładał nade wszystko jako przychodzące z wysoka.
Pewnego ranka, około Święta Podwyższenia Krzyża Świętego; podczas gdy pozostawał na modlitwie na szczycie góry, zostawszy przeniesiony w Boga przez żary seraficzne, ujrzał postać Serafina, zstępującego z nieba. Miał On sześć skrzydeł błyszczących i lśniących. W szybkim locie stanął i zatrzymał się, oderwawszy od ziemi, w pobliżu męża Bożego. Potem jednak pojawił się nie tylko uskrzydlony, lecz także ukrzyżowany. Na ten widok Franciszek został napełniony zdziwieniem, a w jego duszy zagościły jednocześnie ból i radość. Poczuł przeobfitą radość, widząc Chrystusa w zjawieniu łagodnym, jak wtedy kiedy po raz pierwszy ujrzał czułość przybitego do krzyża, a jego dusza została przebita mieczem bólu współcierpienia.
Po wtajemniczeniu i intymnej rozmowie, kiedy wizja zniknęła, opuścił jego duszę ów zapał seraficzny (ardore serafico) i, w tym właśnie momencie, pozostały na jego ciele znaki zewnętrzne Męki, jakby na ciele zostały odciśnięte pieczęci, wycięte miękko okrytą mrokiem mocą ognia. Natychmiast zaczęły pojawiać się na jego rękach i nogach ślady po gwoździach, w zagłębieniach dłoni i na zewnętrznych częściach stóp pojawiły się wypukłości, głębokie na palec. Potem po prawej strona ciała, która jak gdyby została przebita włócznią, pojawiła się czerwona blizna, z której nieustannie wytryskała krew. Kiedy za sprawą tego niezwykłego i wspaniałego cudu - stał się nowy człowiek: Franciszek - tak odznaczony przez święte stygmaty - wtedy zstąpił z góry. Otrzymał on wizerunek Ukrzyżowanego, jednak nie udzielanym w poprzednich wiekach przywilejem i nie wyrzeźbiony w kamieniu lub w drewnie, lecz wykreślony na swym ciele palcem Boga Żywego.” [6]
Ten fundamentalny dla Pallottiego, a nam współczesnym niezbędny kontekst, rozświetla z mocą zapis św. Wincentego, który teraz rozważamy. Stanowi bowiem seraficką summę przekształcenia przeobrażającego, w którym Trójca Przenajświętsza przekształca swe stworzenie w nowego człowieka, całkowicie przeobrażając osobę w: duszy, duchu i ciele poprzez Jedyne Pośrednictwo: Pana Jezusa Chrystusa, Jednorodzonego Syna Bożego w: Ojca, Syna i Ducha Świętego (trynitarne przekształcenie przeobrażające).
Początkowym etapem – dostępnym przez należytą współpracę z łaską wszystkim - jest rozpalanie woli w rozpamiętywaniu i zasłuchanie w Słowo.
Jest to zasadnicza powinność mniszek - adoratorek Serca Bożego, aby poprzez święte rozmyślanie, stamtąd - to jest z Serca Boga Żywego otrzymywać płomienie, które rozpalą Miłość Nieskończoną. I to podtrzymuje w sercach mniszek zapał seraficzny (ardore serafico), który trwa w mniszym oratio continua, gdy trwamy w skupieniu monastycznym. Tylko wtedy, jeśli uznamy Wincentego za syna Franciszkowego i odstąpimy od dumnego usiłowania rozumienia Wincentego bez Franciszka, umożliwimy Panu dalsze poznanie tego etapu drogi wewnętrznej Świętego Założyciela i przez Jego wyłączną łaskę zostaniemy do tego uzdolnieni. W tym bowiem momencie ustaje ludzkie rozumowanie. Ostrożność intelektualna samoistnie klasyfikuje: „płomienie”, o jakich wspomina Św. Wincenty do kategorii pojęć poetyckich, które są nieadekwatne do rzeczywistości, by nie rzec mocniej, że wprost urojone. Czegoś takiego św. Franciszek ani św. Wincenty nie podejmował. Jednak ani św. Wincenty, ani wcześniej święci: Franciszek, Bonawentura i Weronika Giuliani nie rezygnują w opisie przeżyć z używania określeń, znamionujących naturę Ognia. Płomienie, żar, serafickie żary, języki ognia, seraficzne ognie – wszystko są to zastosowane przez Nich synonimy duchowych i materialnych „emanacji”[7] Ducha Świętego.
Nie są one, jak czytamy w przytoczonym opisie jedynie sposobem wzniecania krótkotrwałych duchowych zapałów, które jako płonne, ustępują z czasem stanom bardziej trwałym - według porządku odbitego przez Ducha w materii, lecz są także Boskimi narzędziami, dokonującymi przeistoczenia substancjalnego i rzeczywistego osoby ludzkiej w duszy, duchu i ciele w Ojca, Syna i Ducha Świętego, jak pragnie tego św. Wincenty Pallotti.
Wielu ziaren zbóż, ziaren z wielu łanów trzeba do wypieczenia jednego bochna chleba, do wypieczenia jednej Hostii, dlatego myśl św. Wincentego, zawartą w podanym na początku fragmencie Reguły, będziemy starały się prześwietlić w ciągu dalszym doświadczeniami innych bliskich Wspólnocie Adoratorów Pana, którzy są wzorcami formacyjnymi adoratorek Najświętszego Sakramentu w naszej Wspólnocie Mniszek Pallotynek w organizacji.
† Osculum pacis
[1] Źródła franciszkańskie wskazują tu symptomatyczne modele w osobach: św. Franciszka z Asyżu, św. Weroniki Giuliani, św. Pio z Pietrelciny, św. Małgorzaty z Cortony i innych kontemplatyków
[2] strofa 2 punkt 13 „Żywy płomień miłości” św. Jana od Krzyża
[3] św. Bonawentura „Legenda większa” św. Franciszka, VIII, 10; XI, 9; Kompilacja Asyska, s. 87
[4] Tomasz z Celano „Żywot drugi św. Franciszka", s. 46
[5] Tomasz z Celano „Żywot pierwszy św. Franciszka", s. 94-95
[6] «Legenda minor» di san Bonaventura, Quaracchi, 1941, 202-204
[7] Użycie cudzysłowu wydaje się konieczne, ponieważ nie chodzi tu o emanację, według określenia, które przyjęte jest w dogmatyce na oznaczenie: „istniejącej w Bogu pierwotnej relacji na tej samej płaszczyźnie” [za: W. Kasper, „Bóg Jezusa Chrystusa”, przeł. J. Tyrawa, Wrocław 1996, s. 314]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.