wtorek, 17 września 2013

AUDI FILIA:

 

POSŁUCHAJ, CÓRKO

 

[CZĘŚĆ SZÓSTA]

 

 

Skąd pochodzi Słowo? Kto mówi:

„Posłuchaj, córko, spójrz i nakłoń ucha, zapomnij o swym ludzie, o domu twego ojca!” [Ps. 45 (44)]                                                                      

Audi filia, et vide, et inclina aurem tuam: et obliviscere populum tuum, et domum patris tui.” [Ps. 44(45)]?

Spotkanie wymaga przygotowania. Wymaga świadomości, z Kim ma być spotkaniem. Jeśli nie wiemy, stoimy jakby w próżni.

Stawia pytanie: KOGO SZUKACIE (J. 18,4; 18,7)?

 Kto poznał Miłość Ojca Przedwiecznego (J. 17, 3), dobrze wie, że On, Ojciec Niebieski „nie może go nie kochać. Troszczy się o niego w najdrobniejszych detalach. Jednocześnie zostawia mu pełną wolność decydowania o sobie. To dlaczego człowiek nie myśli logicznie? Dlaczego nie wybiera Boga jako swoje Najwyższe Dobro? Dlaczego Go odrzuca? W Jego miejsce wybiera innych bogów? Dlaczego szuka szczęścia poza Nim, w dobrach, skądinąd stworzonych przecież przez Boga? Uwielbiając te dobra, uprawiając różnego rodzaju bałwochwalstwo? Dlaczego zamienia Miłość Wielką na małą albo w ogóle na Jej zaprzeczenie? Dlaczego? Przecież to irracjonalne. Odpowiedź może być tylko jedna. Człowiek zdolny jest popełnić wielką pomyłkę. Więcej lub mniej świadomie, bo trudno przypuścić, aby człowiek nie chciał być kochany. Jego pogoń za miłością świadczy o czymś wręcz przeciwnym. Jedynym wytłumaczeniem tego faktu jest po prostu pomyłka. Gruba pomyłka, co do wartości, jaką przedstawia Miłość Boga do człowieka.


 

W oczach wielu ludzi ta Miłość naprawdę nie jest największa. A jeśli jest, to istnieją co do tego wątpliwości, ponieważ jest niewidoczna, mało odczuwalna, a nawet gdy człowiek ma pewność, to będąc wolny, przecież może postąpić wbrew temu, co poznał. Nie musi iść za poznaną prawdą. Zdolny jest do pewnego kaprysu w swoim postępowaniu. A więc błąd w poznaniu lub brak woli, aby wykonać to, co zostało poznane. To źródło każdego naszego odwrócenia się od Największej Miłości.                                                                                            

Żydzi mimo wyraźnych tekstów świętych, które mieli w wielkiej cenie, nie rozpoznali w Bogu swojej Najwyższej Miłości. Wielokrotnie odwracali się od Niego, zwracając się ku bożkom. Zwłaszcza w Bogu nie rozpoznali Ojca, jak żeśmy sobie to uświadomili. Nie dopuszczali bowiem myśli, aby Bóg mógł być czyimkolwiek Rodzicem, bo to kłóciło się z ich monoteizmem. Raczej może, ściślej mówiąc, takim teistycznym monopersonalizmem, gdzie wiara w Jednego Boga utożsamia się z wiarą w Jedną tylko Osobę. Nie dopuszczali istnienia prawdy o Jednorodzonym Synu Boga Ojca, ani prawdy o rodzicielskim stosunku Boga do człowieka. 

Ten żydowski sposób patrzenia na Boga przejęli i do dzisiaj kultywują muzułmanie, tak że jak to określa Ojciec Święty: nasi Bracia w wierze w Jednego Boga, choć nie bez pewnych modyfikacji, podjętych pod wpływem chrześcijaństwa, ponieważ Bóg u nich jest Bogiem Miłosiernym, a nawet Miłosierdziem Samym - nie jest jednak Ojcem. Wyraźnie przeczą tej prawdzie. 

Poganie starożytni, nie mieli trudności z ojcostwem u wielu wyznawanych przez nich bogów. Dla nich było do przyjęcia, że jeden bóg rodzi drugiego boga, jak to widzimy zresztą w całej mitologii greckiej i w mitologiach innych ludów. Historia bogów to historia ich wzajemnych powiązań genealogicznych. Bogów pojmowali jednak tylko jako istoty nieco wyższe od człowieka, stąd możliwy stał się taki politeizm. Dla nich koncepcja Boga Ojca to coś radykalnie różnego od Boga Ojca, który jest Jeden, a nie wielu na ziemi. Dlatego mimo akceptacji ojcostwa w Bogu, nie było pojęcia Boga Ojca, o którym mówi Jezus.  

A niewierzący? Mówię, jesteśmy w Roku, który jest szczególnym apelem do rozejrzenia się szerzej poza nasze własne grono konfesyjne. Oni mają poważną trudność z samym pojęciem Ojca. Nie mając pozytywnej interpretacji tego pojęcia, pojmują Boga jako istotę nieprzychylną człowiekowi. Widać to wyraźnie w ateistycznych teoriach Boga, takich myślicieli jak: Freud, Nietzsche, Marks, Sartre. Kto studiował psychoanalizę, zwłaszcza w wydaniu Freuda, ten wie, jak zdeformowany w jego filozofii jest obraz ojca, tzw. kompleks Edypa, a więc jakby uraz na tle ojca.

 

                                         Sigmund Freud (1856-1939)

On jakby zaszczepił to swoje myślenie mentalności współczesnego człowieka, że ojciec jest kimś groźnym, groźnym dla syna, konkurentem, zagrożeniem dla dziecka, przeciwieństwem miłości, ostoją infantylizmu, zagrożeniem dla ludzkiej wolności. Ojciec, który nie pozwala dzieciom być dorosłymi, który jest hamulcem ich rozwoju, zubożeniem ich osobowości, więc trzeba go odrzucić, aby ratować siebie, swoją godność, swoją podmiotowość. 

To negatywne pojęcie ojca nie pozwala wielu niewierzącym zaakceptować Boga jako Ojca. Wręcz przeciwnie, ono postuluje uwolnienie się od Bożego ojcostwa, jak najszybciej. Według Sartre’a: Bóg to rozkapryszony tyran, który stwarza świat tylko po to, aby wyjść ze swojej nieznośnej samotności; który rządzi człowiekiem, jak niewolnikiem i ma przyjemność w tym, że widzi go na kolanach. Oto jak każe, przedstawiać Boga negatywne wyobrażenie ojcostwa. W kategoriach ludzkich, użytych ze świata ludzkiego i jeszcze zdeformowanych przez człowieka.

 

             Jean-Paul Charles Aymard Sartre (1905-1980)                                  

            Takie pojęcie Boga to echo i kontynuacja pokusy węża z raju, który kazał pierwszym ludziom wyobrażać sobie Boga jako tego, który zazdrości człowiekowi awansu i rozwoju; który coś wie, coś ma, czym nie chce się podzielić. Oto dlaczego człowiek wypowiada walkę Bogu. Fałszywe pojęcie Boga zazdrosnego o wywyższenie człowieka, jedynie zakazującego, nie pozwalającego, ograniczającego.

 

 Jeżeli Bóg postawił pewną granicę zachowaniu się człowieka, pewną normę, to po to, aby człowiek nie stracił podobieństwa do Boga, ponieważ Bóg Sobie – zauważcie dochodzimy do pewnego punktu bardzo istotnego – Bóg Sobie Samemu postanowił normę.

To nie jest tak, że Bóg jest nieograniczony, może robić co chce, a człowiekowi czegoś nie wolno. Bóg mówi: Tak, Mnie nie wolno nie kochać i Tobie Człowieku, którego stworzyłem na obraz i podobieństwo Swoje nie wolno tego samego.       

To jest granica, postawiona ludzkiej wolności. To co powiedział, kiedyś św. Augustyn: „kochaj i  czyń, co chcesz”. Jeżeli kochasz, jesteś wolny we wszystkim; możesz robić co chcesz. Zakaz w raju, dotyczy tylko jednego, działania wbrew Miłości, wszystko inne jest dozwolone. A szatan właśnie kusi do tego, czego Bóg zabrania, kłamie: „na pewno nie umrzesz!”, „na pewno to jest życie!” (kiedy wystąpisz przeciw Miłości);  kiedy Bóg mówi: „wtedy właśnie umrzesz”.         

Człowiek umiera, kiedy umiera jego Miłość. 

Niestety i teoretycznie, i praktycznie te negatywne wyobrażenia Bożego Ojcostwa wciskają się w myślenie i przeżywanie nasze. Wielu chrześcijan ma trudność z uwierzeniem, że Bóg w swojej Miłości jest inny niż człowiek; że nie można przerzucać na Boga naszych ludzkich doświadczeń, na przykład z ojcami ziemskimi, bo bywa tak że ktoś już w swojej rodzinie doświadczył negatywów ojcostwa, na przykładzie własnego ojca. 

Wielu chrześcijanom, którzy mają negatywne pojęcie ojca własnego, trudno jest przyjąć prawdę o Ojcu, nie; że On jest inny, zupełnie inny.        

A tak jest nie tylko u ludzi świeckich. Jest wielu powołanych do życia głębszego, którzy nie wiedzą, z tego właśnie tytułu: czym może być Miłość Ojca, który jest w niebie, że jest to rzeczywistość, która dla nich stanowi pewnego rodzaju tabu; której się boją, lękają.          

Niestety  nawet w życiu konsekrowanym, w życiu kapłańskim, wielu lęka się Boga, właśnie z tego tytułu, nosząc w sobie obraz - zdeformowany obraz ojcostwa. Człowiek boi się takiego Boga, obojętnie kim by był: żydem, muzułmaninem, chrześcijaninem czy niewierzącym. Boi się Boga, który mógłby go zniszczyć, podeptać jego godność, a człowiek chce to uratować i rzecz paradoksalna, boi się Boga, który jest Jego Stwórcą. Ale faktycznie gdybyśmy przeanalizowali ten lęk, jest to lęk przed tworami własnej wyobraźni, także wyobrażeń o Bogu. 

A więc nie bać się Boga. Aby nie bać się Boga, aby od niego nie stronić - jawi się pilna konieczność oczyszczenia, to o czym wspomniałem na samym początku Rekolekcji, własnej wyobraźni, własnej pamięci, własnych myśli  

Jednym z tych pojęć, które wymaga szczególnie pilnej obserwacji, samoobserwacji jest pojęcie Boga Wszechmogącego. Na pewno z tym pojęciem wielu sobie nie radzi. Pojęcie skądinąd słuszne. Przecież Wszechmoc Boga jest jednym z głównych artykułów wiary świętej, w interpretacji jednak tego pojęcia, jesteśmy często bardzo dalecy od prawdy. Już w Starym Testamencie Bóg Mocny, Potężny, akcentuje się mocno tę prawdę, to Bóg który pokonuje nieprzyjaciół Izraela, najczęściej militarnie, siłą. Bóg, który okazuje Swoją Moc, często noszącą znamiona przemocy. Proszę zauważyć, bojaźń Boża oprócz swojego wymiaru pozytywnego, ma też wydźwięk  negatywny; występuje pod postacią strachu i lęku. Boga lękają się nie tylko ci, którzy walczą przeciw Izraelowi, ale i sami członkowie Ludu Wybranego. Bóg jest dla wielu synonimem Mocy, nie zawsze związanej z miłością. Jest Władcą, Panem, dobrym często Panem, ale Panem - nie Rodzicem. 

Św. Paweł o Starym Testamencie mówi jako o czasie niewoli dziedzica, który jest nieletni i jako taki nie różni się od niewolnika, choć jest właścicielem wszystkiego. Tak pisze w liście do Galatów (Gal. 4,1), ale ten czas się skończył, czas określony przez Ojca i pozostający w niewoli, otrzymają ducha przybrania za synów, jak to wyjaśnia Orygenes. To o czym mówił Paweł w liście do Rzymian. Ten czas się skończył z przyjściem Syna Bożego na świat, a szczególnie z Jego Zmartwychwstaniem, kiedy to Bóg przekazał Mu wszelką władzę na niebie i na ziemi

Podobnie jest w interpretacji tych, którzy nie wierzą, ale czytają Stary Testament. Dla nich Bóg jako synonim mocy jest bogiem nie do zaakceptowania. Jego Wszechmoc rozumieją oni jako wszechprzemoc i to sugerują również nam, jako przeprowadzanie swego siłą, nie liczenie się z człowiekiem, wykorzystywanie swojej potęgi przeciw człowiekowi. I tak rozumiana Wszechmoc Boga, koresponduje zresztą z pewnymi formami realizacji ojcostwa ziemskiego, gdzie ojciec jest wszystkim, można powiedzieć we wszystkim ma swoje słowo; gdzie z nikim nie dyskutuje; niczego nie uzgadnia;  nie prowadzi żadnego dialogu; sprawuje władzę można powiedzieć despotycznie; autorytarnie; wymusza; rozwiązuje problemy siłą, zresztą tak jak to robi człowiek, kiedy podejmuje wojny; kiedy patronuje różnym gangom albo taki heros, co stosuje nawet we własnej rodzinie; a co przerzuca się także na całe społeczności, na całe systemy; na ustroje zwłaszcza totalitarne; wojny zaborcze i na rygorystyczną interpretację prawa, które jest też środkiem wymuszania. Dzisiaj na przykład takie wymuszanie, dawniej może wyglądało inaczej, dokonuje się z reguły w sferze ekonomicznej, gdzie rachunek jest bezwzględny, gdzie potrafią wykwaterować człowieka, który nie zapłacił za mieszkanie, czy wyłączyć mu prąd, wymuszają. Po prostu kojarzy nam się takie postępowanie z ojcostwem.

Człowiek, który tak postępuje, przypisuje to samo Bogu. Mamy tu do czynienia ze swego rodzaju projekcją naszego postępowania na postępowanie Boga i wtedy Bóg to jest moc, ta sama, co ludzka moc, choć trochę w wyższym stopniu jakby. Sukces podobny do sukcesu, który odnosi człowiek. To swoista władza, urząd, który znaczy tylko trochę więcej niż ludzkie urzędy; legalizm w załatwianiu klienta, zgodnie z literą prawa, a nie z jego duchem; siła przebicia w sensie administracyjnym; zwycięstwo nad drugim, a nie zdobywanie drugiego dla wielkiej sprawy. To swoiste pojmowanie Mocy Boga oderwane od miłości, od delikatności, od religijności.            

Ten ideał mocy Boga przeniknął w mentalność chrześcijańską. I on w niej drzemie. I robi w niej złą robotę. On jest nie do pogodzenia z prawdą o Wszechmocy Boga. Musimy to sobie powiedzieć w czasie tych Rekolekcji.   

Wszechmoc Boga to nie jest wszechprzemoc. To nie jest robienie tego, co Bogu się podoba nawet, tak żeby Bóg mógł robić rzeczy złe. To nie jest nieliczenie się z ludzką wolnością, a więc postępowanie wbrew człowiekowi. To nie jest brak dialogu. To nie jest triumfalizm imperatora, który zwycięża w bitwie, u którego stóp leżą pokonani.                      

Taką nie jest Wszechmoc Ojca, ale jakiejś innej istoty, nie ojcowskiej, nie kochającej.    Wszechmoc Boga, z drugiej strony nie jest brakiem Mocy, bezsilnością wobec zła, tak mogłoby się niekiedy wydawać, kiedy dobro przegrywa. 

To jest Moc! Ale innego rodzaju niżeli myślimy, o wiele większa niż jakakolwiek moc ludzka czy diabelska. Potężniejsza nawet niż wszelka przemoc, bo przemoc też ma krótkie nogi.

Jest to Moc innego Ducha - Moc Ducha Świętego. 

 

 

Gdy przemoc jest mocą ducha złego. Jest to osiąganie celów, zamierzonych bez użycia siły, przemocy. To co tak mocno krytykuje Ojciec Święty w swoich wystąpieniach, gdziekolwiek ta przemoc jest stosowana, to realizowanie celów uwzględniających wolność ludzką. Ta Wszechmoc naprawdę nie obezwładnia człowieka, jak to próbuje wmówić w swoich dziełach Jean-Paul Sartre współczesnemu człowiekowi.        

To nie jest wszechmoc wymuszająca.

To jest M o c  P r z e z w y c i ę ż a j ą c a  wszelką przemoc.

Ta Wszechmoc Boża, prawdziwa, w którą wierzymy - to jest gwarancja, że miłość nie zostanie zniszczona. Swoją Wszechmocą Bóg nam to gwarantuje, że sprawiedliwość zostanie zachowana; że wszystko co dobre dla Boga jest możliwe.

To   M o c   i   W s z e c h m o c  na usługach dobra i miłości.           

W tym sensie potęga złego nie umyka Bożej Wszechmocy. To jest źródło optymizmu! Ta potęga nie jest przeciw człowiekowi.

Jest  o c h r o n ą  c z ł o w i e k a.

W tym sensie, gdy mówimy: Bóg jest Miłosierny, to w Jego Miłosierdziu zawiera się: Sprawiedliwość i Troska. Jest bowiem powiedziane, że nie ma Miłosierdzia dla tego, kto okazał się niemiłosierny.      

Wszechmoc Boga nie jest Wszechmocą niczym nieograniczoną.

Może spotkaliśmy się z takimi pytaniami, trochę żartobliwymi, ale zawierającymi jakiś niepokój intelektualny. Czy Bóg może stworzyć kamień, którego Sam nie może unieść? Czy może stworzyć kwadratowe koło? Proszę zauważyć, Pan Bóg wiele rzeczy nie może. Nie może tego, co jest niezgodne z Jego naturą, rozumną i z naturą Jego Miłości. On nie jest Wszechmocą niczym nieograniczoną.

B ó g  S a m  S i e b i e  o g r a n i c z a. Tak jak człowiek siebie ogranicza, w miarę jak pracuje nad sobą. Coraz mniej rzeczy niewłaściwych nie będzie robił, a więc jest ograniczony w tym sensie. Bóg nie może robić tego, co robi szatan.   

I dlatego w czasie tych Rekolekcji, chcemy wejść w spokoju w naszych rozważaniach w tę wielką tajemnicę Boga Ojca Wszechmogącego, tak jak mówimy w naszym Wyznaniu Wiary Świętej: Boga Ojca Wszechmogącego, który dzieli się Swoją Mocą. Nie strzeże Jej zazdrośnie, ale dzieli się; podzielił się całkowicie ze Swoim Jednorodzonym Synem, gdy przekazał Mu całą Swoją Władzę, a przez Syna z nami, gdy wyposaża w Moc z wysoka, i we władzę stąpania po wężach i skorpionach swoich uczniów. Chce nam wszystko dać - Swoim dzieciom, tę Swoją Moc Miłości i Zwyciężania zła. Istotą ojcostwa jest dzielić się z dziećmi.  

I w tym świetle, dopiero zrozumiała staje się postawa Jego Jednorodzonego Syna, który o dziwo, ku zgorszeniu teologów, zrezygnował ze Swojej jakby Wszechmocy, po ludzku biorąc stał się słabym. Bóg w kenozie Jezusa Chrystusa, gdy przyjął postać Sługi. Jak to Wszechmocny? Poddany słabości? Na pierwszy rzut oka ta postawa zdawałaby się przeczyć. I dlatego są, powstają takie artykuły: czy Bóg w kenozie Jezusa Chrystusa zrezygnował ze Swojej Wszechmocy? Padł łupem mocy tego świata? Po głębszym zastanowieniu się dochodzimy do wniosku, jeżeli Wszechmoc jest mocą czynienia wszystkiego co dobre - to czy Bóg byłby Wszechmocny, gdyby nie było Go stać, aby być również Sługą? Gdyby Bóg nie był do tego zdolny? Sługą?

 

 

Służba jest wyrazem miłości. Aby służyć, czy można by mówić o Nim, że jest Wszechmocny i Ten, który uczniom umywa nogi jako Pan. Podkreśla to Jezus bardzo mocno, umywa nogi. Tak, Wszechmoc jest zdolna do wszystkiego, co jest dobre. Nie każdy człowiek ma tę Moc, aby służyć. W świecie pogańskim jeszcze przed przyjściem Chrystusa, służba hańbiła. Była czynnością niewolnika. Trzeba mocy, aby być Sługą; aby się upokorzyć. Trzeba być Wszechmocnym, aby być Sługą uniwersalnym. Wszechmoc nie tylko służy, ale umie zająć w tej posłudze również ostatnie miejsce.

Służba a ż  d o  w y n i s z c z e n i a  s i e b i e  jest drogą, na której Bóg objawia nam Swoją Wszechmoc.

Wszechmoc nad „Zwierzchnościami” i „Władzami”, nad „rządcami świata tych ciemności” (Ef. 6, 12). „Największy między wami niech będzie jak najmłodszy, a przełożony jak sługa!” (Łk. 22, 26). Najwyższe Darowanie Siebie objawia Najwyższą Moc.

Najwyższa Niemoc: Śmierć na Krzyżu, objawia Wszechmoc nad potęgą grzechu.   

Jesteśmy wezwani, aby dziękować w tych Rekolekcjach w sposób szczególny za taką Moc Miłości, która jest w naszym Bogu Ojcu, w którego wierzymy, za taką potęgę Miłości i Miłosierdzia. Amen.”        

 

 

                                              Adoracja Najświętszego Sakramentu:

           „Wszechmoc Boża sprawiła, że Bóg stał się Człowiekiem.

           Wszechmoc Boża sprawiła, że Bóg stał się Chlebem. 

           Wszechmoc Boża sprawia Wszechmoc Miłości, że my przemieniamy się w Tego, Kogo kontemplujemy, Kogo podziwiamy, za Kim tęsknimy jako za naszym Życiem. My stworzeni na Jego obraz i podobieństwo. 

           Niech ta chwila adoracji Jezusa, ukrytego w Najświętszym Sakramencie, pogrążonego w prawdziwej kenozie, ukrywającego wspaniałości Swojego Życia, będzie naszą radością przebywania z Nim na adoracji. 

           Niech te chwile przed Nim spędzone, należą do najwartościowszych chwil naszego życia. 

           Przecież to jest przedsmak naszego przebywania w niebie. 

           To jest antycypacja naszej Wieczności, naszego powołania. 

           Panie spraw, by te chwile tętniły Życiem - Twoim Życiem w nas. Amen.”

                                                         

         [Wykorzystano w tym miejscu fragment archiwalnej konferencji, wygłoszonej przez śp. ks. dra Romana Foryckiego SAC podczas Rekolekcji Świętych w roku Roku Boga Ojca (1999 r.) w Collegium Marianum w Wadowicach oraz modlitwę, którą modlił się na początku dziennej adoracji Najświętszego Sakramentu.].  

 

Osculum pacis

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.